Morze zmienia ludzi na dobre. Daje najtrudniejszą lekcję życia, pokory i dyscypliny, jaką tylko można sobie wyobrazić. Nie ma nic bardziej kształcącego niż morski rejs, po którym albo ma się już dość żeglarstwa, albo pragnie się ruszyć w kolejne rejsy i mimo trudu oraz znoju, z jakim przychodzi się borykać, poznawać świat, spotykać wspaniałych ludzi i przeżywać następne przygody. Ja okazałem się typem, który chce pływać tyle, ile się tylko da i się udało – dostałem się na wyprawę dookoła świata pod nazwą „Kiwi 360”.
Marka Swan od początku istnienia kojarzy się z jachtami na wskroś nowoczesnymi, o regatowych charakterystykach oraz wysmakowanych liniach, a także komfortowym wyposażeniu. Nowy model Swan 60 Mk. II potwierdza to w całej rozciągłości.
Na jachcie „Crystal” żegluję i mieszkam od ośmiu lat. Zaczynałem na Morzu Śródziemnym, by z czasem zapuszczać się w coraz dalsze i bardziej intrygujące zakątki północnego Atlantyku. Plan obecnego rejsu powstał podczas mojej pierwszej transoceanicznej wyprawy na Morze Karaibskie w 2012 r. Odwiedziłem wtedy w ciągu pół roku większość wysp Małych Antyli, Dominikanę, Kubę i Bahamy. Wszystko poszło na tyle sprawnie i tak bardzo mi się spodobało, że naturalnym kolejnym krokiem była wyprawa dookoła świata. Jeszcze zanim wróciłem do Europy, miałem już gotowy plan trzyletniego rejsu ze wschodu na zachód z opłynięciem Przylądka Horn i Przylądka Dobrej Nadziei.
Współczesna żegluga oparta jest na wielowiekowej tradycji morskiej, której elementy przeniknęły z czasem do żeglarstwa, wywierając swoiste piętno na jego etykę i etykietę. Te starannie kultywowane tradycje stały się wyróżnikiem środowiska wtajemniczonych, czyli po prostu współczesnych żeglarzy. Są one także wyrazem szacunku dla dawnych ludzi morza.
Po wypływaniu wielu godzin i mil na małych jachtach doszedłem do wniosku, że czas zasmakować żeglugi na dużym żaglowcu. Wczesnym latem zapisałem się więc na listopadowy rejs na „Zawiszy Czarnym” – szkunerze Związku Harcerstwa Polskiego.