Jak się okazało, to wcale nie był taki wczesny termin, gdyż już w wakacje zabrakło wolnych miejsc. Chętnych do zasmakowania takiej przygody jest więc sporo. Im bliżej rejsu, tym bardziej niepokoiła mnie pogoda. O ile w rejsach letnich czy wrześniowych mam już dopracowane kwestie ubioru, to w rejsie o tak chłodnej porze musiałem zaufać intuicji. Zamiast grubego sztormiaka zdecydowałem się na ubiór „na cebulkę”, co później okazało się idealnym rozwiązaniem.
Instruktaż przed rejsem
10 listopada nastał TEN dzień. Na kei w Gdyni, obok ORP „Błyskawica” zaczęli się pojawiać kolejni załoganci. Około 1400 wszyscy już byli na pokładzie. Pierwsze przywitania i podział na wachty. Organizator miał już zrobiony podział, więc nie ma żadnych reklamacji, dobierania się grupkami itp. Ja trafiłem do wachty II. Do obowiązków tej wachty należy obsługa żagli stawianych na fokmaszcie, czyli sztafoka i foka, a także, razem z wachtą I, dużego prostokątnego żagla rozwijanego na rei – bryfoka. Na początku, stojąc jeszcze na cumach, nuczyliśmy się, jak się stawia i zrzuca nasze żagle. Na małym jachcie postawienie lub zrzucenie foka idzie szybko i łatwo. Na „Zawiasie” (bo tak jest pieszczotliwie nazywany „Zawisza Czarny”) zaś już tak nie jest. Tutaj załoga pracuje szotami, kontraszotami, fałem, kontrafałem, topenantą, szkentlą. Czyli sporo lin do obsługi i dużo siły do ich wybierania. Stawianie lub zrzucanie żagla zajmuje kilka minut, a jego sklarowanie to już większa zabawa. Każda wachta ćwiczy stawianie i zrzucanie „swoich” żagli. Musimy zapamiętać kolejność czynności, bo tu chodzi nie tylko o estetykę, ale i o bezpieczeństwo – nie można dopuścić przy wietrze i bujaniu, by bomy w sposób niekontrolowany latały nad pokładami. Uderzenie załoganta takim grubym drzewcem może się skończyć tragicznie.
Więcej na ten temat można przeczytać w Jachtingu 4-5/2017. Dostęp on-line do pełnej wersji numeru tutaj w cenie 7.00 PLN.
Fot. arch. autora