„Umiejętność pływania jest marynarzowi zbędna, bo tylko mękę przedłuża” mawiał podobno Mariusz Zaruski.
Latem tego roku popłynęliśmy naszą dzielną Delphią 40 na wyprawę do Szkocji. Z Jastarni do Glasgow żeglowaliśmy cały miesiąc. Odwiedziliśmy po drodze: Kopenhagę, Stavanger, Szetlandy i Orkady.
W tym sezonie niezmiennie najpopularniejszym miejscem do żeglowania za granicami Polski będzie Chorwacja. To tam rodacy czarterują najwięcej jachtów i to tam odbywa się najwięcej rejsów z polskimi załogantami. Zaraz ktoś powie „Hola, hola! A co z Grecją? Przecież też cieszy się dużym zainteresowaniem i goni Chorwację”. I dobrze, bo według mnie to najcudowniejszy kraj na spędzenie letnich wakacji.
Morze Śródziemne to bardzo popularny i atrakcyjny akwen do żeglowania, zaliczany do morza międzykontynentalnego, otoczony lądem o dużej różnorodności termicznej i niejednorodnym ukształtowaniem terenu: pasma górskie, kontynent afrykański itp. Takie warunki nie pozostają bez wpływu na lokalne zmiany pogodowe, które ze względu na mały zasięg, mogą nie być uwzględniane w oficjalnych prognozach pogody.
Nasze morskie wędrówki zazwyczaj mają jakiś cel. Cel realny, niekiedy bardzo odległy, ale istniejący gdzieś fizycznie – port, wyspa, zatoka. Można go znaleźć na mapie, wyznaczyć kurs i przy łaskawości Neptuna osiągnąć. Tego lata wyruszyliśmy w podróż z pozoru bez konkretnego celu. Postanowiliśmy dopłynąć jak najdalej na północ do granicy arktycznego lodu. Tak naprawdę nikt z nas nie wiedział, jak daleko uda się dotrzeć i kiedy będziemy musieli zawrócić. Celem było samo wędrowanie…