Do Kalamaty trafiłem przypadkiem. Pływając od wielu lat po Cykladach albo Wyspach Jońskich, omijałem na ogół porty Peloponezu. Jednak w czasie długiego zimowego rejsu z Aten do Izoli w Słowenii wiatry zagnały mnie do uroczego miejsca.
Jedni żeglarze czerpią przyjemność ze sterowania kołem lub rumplem, a inni z patrzenia, jak łódź steruje sobą sama. Tym drugim
przyjemność sprawi żeglowanie jachtem Haber 34 w wersji C4 – czyli czteromieczowej.
Choć na mazurskich jeziorach jest coraz bezpieczniej, wypadki na wodzie zdarzają się regularnie. W 2014 roku Mazurskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe interweniowało łącznie 548 razy, podjęło też 117 akcji technicznych. Te ostatnie wiążą się dla właściciela jachtu z określonymi kosztami.
Czekałem na to spotkanie. Nie będę ukrywał, że byłem bardzo ciekaw reakcji Johna. W worku żeglarskim, dobrze opakowany w folię zabezpieczającą przed wilgocią, czekał na niego numer „Jachtingu”, w którym opisuję jego życie na Saint Vincent. Artykuł poprzedza zdjęcie Johna prawie na całą stronę, na kolejnych pojawiają się zaś trochę mniejsze jego podobizny – no i tekst opowiadania, choć nie liczę na to, że je przeczyta.
Los jest dla mnie łaskawy. Mogę z pasją i pełnym zaangażowaniem uczestniczyć w przygodach i perypetiach moich trzech wnuków.
Korzystam z tej okazji zimą oraz latem i właśnie o letnich wyczynach i wrażeniach chciałem trochę napisać.