Przygoda zaczęła się w środę, 3 września o 0500 rano w Michałowicach pod Warszawą, skąd wyruszyliśmy z Krzysztofem, właścicielem jachtu. Katamaran po złożeniu mieści się na specjalnie skonstruowanej przez Krzyśka przyczepie, którą można bez problemu ciągnąć za samochodem osobowym. Jechaliśmy trochę w ciemno, nie mając pewności, czy uda się nam zeslipować łódź w marinie w Kątach. W rezerwie mieliśmy Krynicę Morską. Okazało się jednak, że wyremontowana za unijne fundusze marina w Kątach ma nie tylko nowy, estetyczny budynek socjalny i pomosty pływające, ale i dobry, wygodny slip. W okolicy mariny deweloperzy oferują mieszkania w domach wakacyjnych o całkiem interesującej architekturze. Nowe inwestycje są szansą na dalszy rozwój turystyki w tym regionie. Zalew Wiślany oraz cały system dróg wodnych, rzek, kanałów i śluz stanowi bardzo ciekawy akwen dla żeglarzy pragnących poznać przedsmak pływania po morzu. Na Bałtyk można stąd się dostać na cztery sposoby: drogą przez Wisłę Królewiecką, Szkarpawę, śluzę Gdańska Głowa i przez Przekop Wisły, albo płynąc dalej przez śluzę Przegalina, Martwą Wisłę i Górki Zachodnie, lub też kierując się jeszcze bardziej na zachód – przez Gdańsk i Westerplatte. Ostatnim rozwiązaniem, najbardziej skomplikowanym ze względu na konieczność przekraczania granicy morskiej z Rosją, jest droga przez wschodnią część Zalewu Wiślanego i Kaliningrad.
Przygotowanie katamaranu do rejsu zajęło nam trzy godziny. Krzysztof zaprojektował przyczepę w taki sposób, że praktycznie sam jest w stanie zwodować jacht. Kadłuby rozsuwa się jeszcze na przyczepie, po czym montuje się cztery łączące je poprzeczne belki. Kadłuby i sztywny pokład wykonane są ze sklejki, belki zaś z drewna. Także drewniany maszt mocowany jest do głównej belki i usztywniony sztagiem oraz dwiema wantami. Ciekawostką wzbudzającą ogólną sensację jest fakt że wszystkie elementy konstrukcyjne są łączone linkami, bez użycia śrub, szekli i innych stalowych łączników. Tak to wymyślił James Wharram, konstruktor serii tych katamaranów. W instrukcji budowy swoich jachtów opisał on węzły, jakie należy stosować niezależnie od tego, czy dotyczy to najmniejszych jednostek 21-stopowych, czy największych 50-stopowych. Tiki Krzysztofa ma zabudowany sześciokonny silnik Tohatsu. W obydwu kadłubach są jednoosobowe koje oraz bakisty na bagaż i wyposażenie jachtu. Wiele osób pyta mnie, czy wygodnie się spało w tych kadłubach. Odpowiadam zawsze żartem, że w moim wieku trzeba już przyzwyczajać się do leżenia w trumnie, ale tak naprawdę przy moich 183 cm wzrostu nie miałem problemu z miejscem. Podczas ciepłych nocy można zresztą spać na materacach ułożonych na pokładzie, nad którym rozstawiany jest namiot. Krzysztof pływał już na swojej „A’Lali” w Chorwacji. Na dłuższe rejsy nad pokładem montuje sztywny daszek z panelami słonecznymi, a przed masztem „skrzynię” z kuchenką, lodóweczką i panelem nawigacyjnym. Na pokładzie potrafi jeszcze zmieścić mały bączek i dwa składane rowery, a i tak pozostaje sporo miejsca na opalanie.
W naszym rejsie do Pucka dla szybkości montażu zrezygnowaliśmy z „wynalazków” potrzebnych na dłuższą wyprawę. Musieliśmy trochę się śpieszyć, aby dotrzeć za śluzę Gdańska Głowa, która pracuje do godziny 19, tak aby następnego dnia móc wyruszyć w dalszą drogę o dowolnie wczesnej godzinie. Pogoda bardzo nam sprzyjała, było ciepło, a wiatr wiał w rufę od wschodu. Ze względu na to, że na trasie jest kilka mostów, wyruszyliśmy ze złożonym masztem. Każdy z nich ma wyznaczone godziny, kiedy jest podnoszony lub obracany, aby przepuścić żeglarzy. My z naszą minimalną wysokością nie musieliśmy tym się przejmować. Jedyną przeszkodą była roślinność wodna, która wkręcała się w śrubę silnika i czepiała się sterów na kadłubach, co wymuszało krótkie przystanki na usuwanie przeszkód za pomocą pagaja. Śluzę pokonaliśmy bez żadnych problemów po wniesieniu opłaty w wysokości 7,18 zł, po czym wypłynęliśmy na Przekop Wisły, na którym wiatr wiejący pod prąd powodował powstanie krótkiej fali. Na tiki siedzi się ok. 40 cm nad wodą, więc w takich warunkach żegluga robi się mokra.
Pełną wersję artykułu przeczytasz w Jachtingu 12-1/2015. Dostęp do całego numeru online tutaj w cenie 9.90 PLN.