Zaglowiec miał certyfikat uprawniający do funkcjonowania jako „pływająca atrakcja turystyczna”, czyli do obsługi pasażerów podczas postoju przy kei. Przejścia między portami mogły się odbywać z załogą stałą na pokładzie, bez pasażerów. „Bounty” był wówczas jedynie prywatnym jachtem niekomercyjnym i obostrzenia dotyczące wymogów technicznych go nie obowiązywały. Podczas remontu w 2012 r. poczyniono próbę otrzymania certyfikacji uprawniającej do rejsów z pasażerami, ale z uwagi na brak funduszy wymagane do tego celu zmiany konstrukcyjne nie zostały wprowadzone. Wśród nich było m.in. założenie grodzi wodoszczelnych oraz systemu umożliwiającego odcięcie maszynowni na wypadek pożaru. Podczas tego samego remontu stwierdzono miejscowe przegnicia kadłuba, których nie usunięto i na polecenie kapitana zamalowano.
Pogoda
Nad Karaibami rozbudowywał się sztorm tropikalny „Sandy”, który oficjalnie osiągnął status huraganu w środę 24 października 2012 r. Synoptycy zgodnie twierdzili, że „Sandy” będzie przemieszczał się na północ nad oceanem i dopiero na wysokości Cape Hatteras zmieni kurs na zachód w kierunku lądu. Przy wschodnim wybrzeżu USA formował się dodatkowo inny głęboki niż, który według prognoz miał połączyć się z huraganem, tworząc tym samym „Superstorm Sandy”.
Zatonięcie
W czwartek 25 października 2012 r. żaglowiec HMS „Bounty” stał przycumowany w porcie New London. Plan rejsów zakładał przejście statku w kolejnych dniach do St. Petersburga na Florydzie i udział w uroczystościach zaplanowanych na 10 listopada. Ostrzeżenia przed nadchodzącym huraganem były wszechobecne. Załoganci mieli obawy, czy wyjście w morze nie narazi ich na zbędne ryzyko. Około 1700 kapitan, który pracował na „Bounty” od 17 lat i cieszył się ogromnym szacunkiem, zwołał spotkanie załogi, podczas którego wyjaśnił swój plan. Chciał wyjść w morze jak najszybciej i popłynąć na wschód, aby później w drodze na południe przejść obok idącego na północ huraganu. Dał on podkomendnym wybór – mogli zostać na pokładzie lub zejść i wrócić na statek w kolejnym porcie bez żadnych konsekwencji. Fakty jednak były takie, że obsada była i tak mocno uszczuplona, ponieważ zamiast 20–25 osób, na żaglowcu było ich zaledwie 15. Poczucie wspólnoty wśród załogi kazało wszystkim zostać na pokładzie. O 1800 czasu lokalnego HMS „Bounty” opuścił New London.
Pierwszy dzień na morzu przebiegał bardzo zwyczajnie – regularny rytm wacht w dobrej pogodzie przy kursie na SE. Poczyniono przygotowania do sztormu polegające głównie na założeniu lajflin.
O samym wypadku i jego przyczynach przeczytasz w Jachtingu 3/2014. Wersja online całego numeru tutaj w cenie 9.90 PLN.