Na jachcie „Crystal” żegluję i mieszkam od ośmiu lat. Zaczynałem na Morzu Śródziemnym, by z czasem zapuszczać się w coraz dalsze i bardziej intrygujące zakątki północnego Atlantyku. Plan obecnego rejsu powstał podczas mojej pierwszej transoceanicznej wyprawy na Morze Karaibskie w 2012 r. Odwiedziłem wtedy w ciągu pół roku większość wysp Małych Antyli, Dominikanę, Kubę i Bahamy. Wszystko poszło na tyle sprawnie i tak bardzo mi się spodobało, że naturalnym kolejnym krokiem była wyprawa dookoła świata.
Jeszcze zanim wróciłem do Europy, miałem już gotowy plan trzyletniego rejsu ze wschodu na zachód z opłynięciem Przylądka Horn i Przylądka Dobrej Nadziei. Niecałe półtora roku później, we wrześniu 2013 r. opuściłem Lizbonę i rozpocząłem przygodę życia. W drodze do Przylądka Horn moja trasa wiodła przez Kanary, Senegal i Wyspy Zielonego Przylądka, skąd przez Atlantyk przeskoczyłem do Brazylii. Było to moje pierwsze w życiu przekraczanie równika i ku mojemu zaskoczeniu zupełnie nie doświadczyłem słynnych cisz. Za to wyładowania atmosferyczne były trochę przerażające. Żeglowałem dość szybko na południe, odwiedzając kolejno Urugwaj, Argentynę i Chile, żeby na Przylądku Horn znaleźć się w szczycie południowego lata. Po dwukrotnym opłynięciu przylądka w styczniu i lutym zacząłem mozolnie wspinać się na północ wzdłuż zachodniego Chile, robiąc małe skoki pomiędzy kolejnymi sztormami. Pogoda była wymagająca, jednak lodowce i dzika przyroda z nawiązką rekompensowały mi trudy żeglugi. Pokonując trasę od kanału Beagle do miasta Valdivia, przez dwa tygodnie spotykaliśmy wyłącznie pingwiny, delfiny, lwy morskie i wieloryby.
Więcej na temat tej podróży można przeczytać w Jachtingu 4-5/2016. Dostęp on-line do całego numeru tutaj w cenie 7.00 PLN.