Niemal całe życie spędził w Kijowie, z dala od morza. Żeglował po ukraińskich rzekach, zalewach i Morzu Czarnym. Nim wyruszył w rejs swojego życia, tylko raz pływał po oceanie. Inżynier cybernetyk z zawodu w nowej, postkomunistycznej rzeczywistości założył fi rmę, dzięki której zebrał fundusze na kupno jachtu i na rejs. Mały, bo 9-metrowy jachcik „Lelitka” (ukr. „Błyskotka”) stał się na cztery lata pływającym domem Walerego i jego żony – chociaż według pierwotnego planu miała to być wyprawa samotnego żeglarza. Skromna łódka nastręczała ciągłych problemów technicznych, szczególnie często psuł się silnik. Mimo tych i innych przeciwności Walery i jego „Załoga” (jak sam najczęściej pisze o żonie) nigdy nie pomyśleli o przerwaniu rejsu i powrocie do domu. O harcie ducha ukraińskiego żeglarza świadczy także to, że nie dał się skusić ukraińskim emigrantom, którzy namawiali go do pozostania w Australii i urządzenia się tam. Odyseusz miał swoją Itakę i nie posłuchał śpiewu syren, Walery miał dom w Kijowie, do którego pragnął wrócić.
Czytałem już wiele, bardzo wiele wspomnień z różnych rejsów, ale żadna relacja z wyprawy nie zachwyciła mnie tak jak ta. Z każdej stronicy przebija poczucie humoru autora, dystans do siebie i świata, sarkazm, a czasami ironia. Ani śladu pesymizmu, braku wiary w siebie i w powodzenie podjętego zamierzenia. Nie zmienia tej oceny pewna chropowatość przekładu, czasem mało precyzyjna terminologia fachowa. Tłumaczka wykonała swoją pracę zapewne najlepiej jak potrafi ła, a że nie zna się na żeglarstwie... Cóż, niżej podpisanemu też zdarzało się tłumaczyć teksty, których nie rozumiał. Los tej książki jest odbiciem losów i pozytywnej energii wielu ludzi. Wydanie polskie ukazało się dzięki staraniom doktora Marka Tarczyńskiego. Marka i jego żonę Iwonę poznałem w maju 2012 r. w czasie kursu żeglarskiego w Górkach Zachodnich. Jako że nieco dystansowali resztę kursantów wiekiem, niektórzy zadawali pytanie: po co im patenty sterników? Jednak państwo Tarczyńscy przeszli egzaminy pomyślnie. Nie minął kwartał, a Marek i Iwona opisali mi w mejlu swój rejs. We dwoje (nie licząc psa) przepłynęli 26-stopową mieczową antilą Zatokę Biskajską! Bierzmy przykład z Pietuszczaków i Tarczyńskich. Dlaczego nie warto się bać własnych marzeń – przeczytaj książkę Walerego, a się dowiesz.
Zamawiając prenumeratę Jachtingu możesz wybrać książkę Walerego Pietuszczaka „Przez trzy oceany” jako bezpłatny upominek.