W niedzielę zakończyły się szóste regaty cyklu Extreme Sailing Series. Na wodach leżących pomiędzy Europą a Azją, z prędkościami rzędu 16 węzłów żeglowały ekstremalnie szybkie dwukadłubowce.
Na starcie stanęło 12 załóg, zarówno systematycznie ścigających się w całym cyklu regat, jak i lokalna turecka ekipa. Wiatr dopisywał i rozegrano 31 wyścigów, w których od samego początku działo się wiele. Pierwszego dnia regat dwa jachty straciły maszty - francuska Groupama i szwajcarski Alinghi. Ekipy techniczne doprowadziły jednak jachty do używalności. Groupama straciła 4 wyścigi, a Alinghi jeden. Za sterami francuskiego jachtu zasiadł Pierre Antoine Morvan, który zastąpił Francka Cammasa. Znany z regat match-racingowych żeglarz, pomimo braku wielkiego doświadczenia w tej klasie jachtów, straty masztu i czterech wyścigów, zajął szóste miejsce. Pierwsze przypadło Emirates Team New Zealand. Dean Barker wygrał w Istambule 6 wyścigów i z pewnością będzie dobrze wspominał wody Bosforu, pomimo że na trasie regat tkwił zakotwiczony statek - prawie wrak. Widok był dość absurdalny, gdy szybkobieżne katamarany musiały na halsówce omijać kupę żelastwa.
W klasyfikacji generalnej cyklu prowadzi Alinghi z niewielką przewagą nad The Wave Muscat i Emirates Team New Zealand. Przed żeglarzami jeszcze dwie imprezy cyklu Extreme Sailing Series, w Nicei (2-5 października) i Sydney (11-14 grudnia). Będzie się działo...
fot:Lloyd Image