W niedzielę 7 września 2014, w kanadyjskiej Arktyce, zespół specjalistów bazujący na okręcie Royal Canadian Navy HMCS KINGSTON odkrył na głębokości 11 metrów znajdujący się w dobrym stanie i stojący na równej stępce wrak drewnianej jednostki. Po przeprowadzeniu identyfikacji przy pomocy podwodnego robota okazało się, że to jeden z żaglowców Franklina, ale na razie nie wiadomo, który. Tym samym potwierdzają się odkrycia poprzednich wypraw, które ustaliły, że okręty z ekspedycji Johna Franklina muszą znajdować się między Wyspą Wiktorii i Wyspą Króla Williama.
Przejście Północno-Zachodnie to najkrótszy szlak morski z Europy Zachodniej na Daleki Wschód, który wiedzie przez cieśniny i przesmyki Arktyki. Przez wieki poszukiwali go żeglarze wielu narodowości. Najtragiczniej w historii zapisały się ekspedycje wysyłane przez Imperium Brytyjskie w XIX w., czyli w okresie, w którym Royal Navy panowała na morzach i oceanach. Najbardziej znaną z tych ekspedycji kierował właśnie admirał John Franklin.
Wyprawa z 1845 r. była już jego trzecią podróżą mającą na celu odkrycie Przejścia Północno-Zachodniego. Tym razem wszystko wskazywało na to, że musi się ona udać. Pomny na doświadczenia z dwóch poprzednich ekspedycji Franklin zadbał o to, by jego dwa statki - "Erebus" i "Terror" - były najlepiej zaopatrzonymi okrętami Royal Navy, jakie kiedykolwiek wyruszyły na Daleką Północ. Skompletował też bardzo doświadczoną załogę. Mimo to wyprawa zaginęła bez śladu.
Po trzech latach od wyruszenia Franklina wyruszyły pierwsze wyprawy ratunkowe. Nic nie wskórały, ale zarówno tragedia wyprawy Franklina, jak też chęć zasłynięcia jako odkrywca tajemnicy przez dekady skłaniały żeglarzy do podejmowania kolejnych poszukiwań. W ciągu następnych 30 lat odbyło się ponad 40 takich wypraw. Na ironię zakrawa to, że w ich trakcie zginęło w sumie więcej ludzi, niż było na obu statkach Franklina.
Najgłośniejszą z wypraw ratunkowych była próba podjęta w 1850 r. przez Roberta McClure'a, kapitana statku HMS "Investigator". Też omal nie zakończyła się tragedią, ponieważ "Investigator" został uwięziony w lodach Arktyki. Po wielu miesiącach jego załogę uratował okręt "Resolute". Choć główny cel wyprawy - odnalezienie Franklina - nie został osiągnięty, członkowie "Investigatora" przeszli do historii, gdyż jako pierwsi pokonali Przejście Północno-Zachodnie. Sam statek pozostał uwięziony w lodach Arktyki i zatonął. Jego wrak odnaleziono dopiero w lipcu 2010 r. w pobliżu Wyspy Banksa.
Po długim czasie odnaleziono wreszcie ślady ekspedycji Franklina. Na wyspie Beechey w latach 80. zeszłego wieku odkryto szczątki trzech osób. Badania ujawniły dużą zawartość ołowiu w ich organizmach, więc część badaczy wysnuła teorię, że załogi uwięzionych w lodach statków zmarły w wyniku zatrucia ołowiem z puszek z zapasami żywności. Większość badaczy stała jednak na stanowisku, że marynarze najprawdopodobniej zmarli z głodu, mrozu i ogólnego wycieńczenia. Zachowały się także ustne przekazy Inuitów mówiące o uwięzionych statkach i wygłodzonych mężczyznach, którzy mieli się dopuszczać aktów kanibalizmu.
Działania Kanadyjczyków nie mają na celu wyłącznie efektów naukowych. Wobec wysokich cen w Kanale Panamskim oraz cofnięcia się lodów w Arktyce perspektywa otwarcia Przejścia Północno-Zachodniego dla regularnych rejsów wielkich transportowców staje się ostatnio realna, z czego chcą skorzystać - oczywiście za darmo - takie kraje jak Rosja, USA czy Chiny. Spotyka się to jednak z oporem polityków z Ottawy, którzy starają się przekonać świat, że Przejście to szlak na wewnętrznych wodach Kanady. Poszukiwania zatopionych okrętów mają być jednym z argumentów za tym, by Kanada miała wyłączne prawo do tych rejonów.
źródła: bloomberg.com, gcaptain.com, wyborcza.pl, foto: gcaptain.com