Nieczęsto cofamy się w czasie, ale każda okazja jest dobra, żeby przypomnieć jakiś zwariowany projekt. W roku 2012 grupa Szwedów postanowiła zrekonstruować wóz napędzany wiatrem.
W połowie XIX wieku pół miliona imigrantów przemierzało Wielkie Równiny w Stanach Zjednoczonych, szukając miejsca do osiedlenia się i zbudowania nowej przyszłości. Wieźli ze sobą zapasy, narzędzia rolnicze, rodziny, broń. Nielicznych stać było na utrzymanie konia. Liczni za to byli byłymi marynarzami. W tych warunkach powstawały przedziwne konstrukcje napędzane wiatrem.
Jeden z bardziej pomysłowych przedsiębiorców założył nawet Praire Clipper Line - linię wykorzystującą Thomas Wind Wagons do komercyjnego transportu przez prerię. Napędzane wiatrem wozy poruszały się szybciej, niż te ciągnięte przez konie, a zwłaszcza woły. Niestety, niedoskonałości techniczne - brak łożysk, brak amortyzacji - powodowały liczne uszkodzenia takich wehikułów. Kres pomysłowemu biznesowi i tak położyły linie kolejowe.
W roku 2012 grupa Szwedów postanowiła wziąć udział w festiwalu Burning Man z rekonstrukcją takiego wozu. Burning Man to zlot ludzi o wielkiej wyobraźni, do dobrego tonu należą przebrania w rodzaju steam punk czy postapo. Zbudowali więc odpowiednią konstrukcję, przetestowali na torze Koeningsegga (producent luksusowych szybkich samochodów), zapakowali w kontener i pojechali na pustynię Black Rock w Newadzie.
Konstrukcja działała. A jak, można obejrzeć na filmie. Szwedzka telewizja przy okazji nakrędziła półtoragodzinny film pt. "Wind wagon". Cóż, dobrze, że ludzie potrafią się zabawić w ten sposób.
Zdjęcia: Projekt Wind Wagon.