Turkusowe wody, przyjazne zatoczki, malownicze urwiska skalne opadające wprost do morza, pięknie zachowane ślady dawnych miast epoki helleńskiej, warowne zamki joannitów – długo by można opisywać uroki tureckiego wybrzeża. Raj dla żeglarzy. Od lat bywam tam przez dwa–cztery tygodnie jesienią i zawsze jestem oczarowany i zachwycony rejsem.
Przeczytaj cały artykuł oraz inne publikacje z wydania Jachtingu 11/2014 w super cenie 9,9 PLN
Miało tak być również tym razem. Plan zakładał pływanie od Bodrum (starożytny Halikarnas) do Göcek Körfezi (Wybrzeże Licyjskie). Start i zakończenie było przewidziane na wyspie Kos, bo dogodne połączenia lotnicze oferowane przez Aegean Airlines są bez porównania tańsze od lotów do tureckich portów przez lotniska Dalaman lub Bodrum. No i się zaczęło...
W porcie Datça (port wejścia) uruchomiłem procedurę wpłynięcia greckiego jachtu (s/y „Kalliopi”) na tureckie wody. Robiłem to przez kilka poprzednich rejsów i zawsze bez większych problemów. Tylko raz, przed laty robiłem to osobiście, przez kilka godzin biegając po tureckich instytucjach z wywieszonym językiem i w pocie czoła próbując zaoszczędzić trochę pieniędzy. Czyli utartym śladem udałem się do zaprzyjaźnionej agencji (w każdym porcie jest łatwo je zlokalizować), aby uruchomić procedurę „check-in”. Od tej chwili wypadki potoczyły się nie całkiem zgodnie z moją intencją.
Przeczytaj cały artykuł oraz inne publikacje z wydania Jachtingu 11/2014 w super cenie 9,9 PLN
Najpierw niemiła niespodzianka. Dawniej wizy tureckie, ważne przez rok, kosztowały 10 euro, później 15 euro, i dawały szansę ich wykorzystania np. przez dwa kolejne sezony.
Obecnie cena wzrosła do 25 euro przy okresie ważności skróconym do trzech miesięcy. Okres bez sensu dla typowych rejsów