Zacznijmy od tego, że ta podróż musi trwać minimum dwa tygodnie. Nie dajcie się skusić na tydzień. Mało czasu? Mało urlopu? Nie ma wymówek! Nie zdążycie nacieszyć się wyspami, a już będziecie musieli wracać. Nie warto! Pozostanie niedosyt, o którym potem trudno będzie zapomnieć.
Cyklady to archipelag, który składa się z 2200 wysp, wysepek i różnych skałek, które wystają z morza. Zamieszkałych wysp jest tylko 33. Chcę Wam opisać moje ukochane wyspy na Cykladach i te, które warto zobaczyć. Zachęcam do odstępowania od utartych szlaków… bo tam właśnie czekają przygody. Na Cyklady najlepiej wybrać się we wrześniu. Wtedy w Grecji upały nie są już tak dokuczliwe, a woda nagrzana przez letnie miesiące ma przyjemną temperaturę – idealną do kąpieli. Co jednak najważniejsze – słabnie i przestaje wiać meltemi. To charakterystyczny wiatr na Morzu Egejskim wiejący z kierunku N lub NW. W wyniku ukształtowania się silnego ośrodka wyżowego nad Bałkanami powstaje wiatr, który największą aktywność ma w lipcu i sierpniu. Wtedy żeglowanie po Cykladach może być trudne, bo wiatr w szkwałach o sile 8–9°B nie jest rzadkością. Ponieważ meltemi potrafi z taką siłą wiać przez kilka dni, to buduje wysoką falę. Łatwo można znaleźć bilety do Aten w przystępnej cenie. Po wylądowaniu wprost z terminala wychodzimy na przystanek autobusowy, gdzie czeka na nas znany żeglarzom autobus X96, który zawiezie nas w ciągu ok. 40 minut do Mariny Kalamaki, z której najczęściej rozpoczynają się rejsy po Cykladach. Dobrym pomysłem może też być rozpoczęcie rejsu z Lavrio. Sama marina odbiega od chorwackich standardów. Próżno szukać luksusowych pryszniców i sanitarnego zaplecza. Co więcej, w marinie narażeni jesteśmy na spotkanie wielu uchodźców, choć nad tym stara się zapanować ochrona. W tym miejscu doradzam pilnowanie cenniejszych rzeczy i samej łódki też. Generalnie, pływając po Grecji, raczej nie zamykam jachtu, jednak w marinie lepiej o to zadbać. Zakupy najłatwiej zrobić w markecie tuż obok mariny. Bez problemu zostaną dowiezione na jacht. Bardzo wygodna sprawa, ale pamiętać trzeba, żeby z zakupami nie zwlekać do ostatniej chwili, bo niestety półki sklepu około godziny 1600 już świecą pustkami. W niedzielę market jest nieczynny. No dobrze! Zakupy zrobione, prysznice wzięte, wieczór integracyjny zaliczony? Czyli możemy ruszać na parkiet z Posejdonem. Nie zapomnijcie, żeby przy główkach portu wznieść toast za pomyślność rejsu i wiatry, które na pewno w dużej mierze wpłyną na Waszą trasę. Zanim popłyniecie na Cyklady, zapewne zatrzymacie się na którejś z wysp Zatoki Sarońskiej. Ale są one tak urocze i tak ciekawe, że na ich opisanie koniecznie zarezerwować trzeba zdecydowanie więcej miejsca. I o tym będzie inny tekst.
Milos
Za każdym razem, kiedy wypływam z Aten, moje myśli w pierwszej kolejności kierują się ku Milos. Osobiście uważam, że jest to najcudowniejsza wyspa na całych Cykladach. Nie dziwi mnie zupełnie, że boska Wenus tutaj narodziła się z morskiej piany. Wyspa ta to punkt obowiązkowy rejsu, tak jak wieczór w knajpce u Lidki. Polki, która prowadzi fantastyczną restaurację na tej wyjątkowej wyspie. Kiedyś członkowie jednej załogi obruszyli się, że nie po to przyjechali do Grecji, żeby jeść u Polki… Do czasu aż spróbowali jej potraw – przepysznych przystawek: ośmiorniczek w occie, smażonych małych rybek, tzatzików i papryczek i… można by tak długo jeszcze wymieniać. Dania główne to już poezja i kwintesencja greckich smaków. Ale jeśli będziecie mieli chęć, to przesympatyczna Lidka poda Wam przepisy na te specjały, po tym jak ugości Was „jak w domu”. Milos to też słynny Miltos – bosman, który przez długie lata pomagał w cumowaniu jachtów, załatwianiu prądu i wody. Teraz już jest na zasłużonej emeryturze, ale uwierzcie mi… nie przeoczycie go. Wesołe oczy pełne radości, broda jak na marynarza przystało, no i oczywiście dwa atrybuty Miltosa: czapka grecka i fajka. Będzie ją pykał spokojnie i uczył Was greckich słów, które niekoniecznie znaleźlibyście w przewodnikach. Milos jest wyspą, którą warto zwiedzić skuterami czy quadami. Koniecznie trzeba zobaczyć wapienne skały Sarakiniko, uroczy porcik Polonia, gdzie ośmiornice suszą się jak pranie. Na zachód słońca można pojechać na wzgórze w miejscowości Plaka, a wcześniej obejrzeć kolorowe garaże dla łódek w Klimie. Feeria barw na Milos niezmiennie mnie zachwyca. Pół dnia można stracić na kąpielach w zatoce Kleftiko, gdzie do penetrowania mamy różne groty.
Santorini
Najbardziej wysuniętą na południe, a przy tym niezwykle ciekawą wyspą Cyklad, jest słynne Santorini, którego nazwa pochodzi od św. Ireny (Sante Irene). Osobiście uważam, że jest to wyspa, którą można zobaczyć raz… i wystarczy. Oczywiście miasto zbudowane na zboczach kaldery wulkanu robi niesamowite wrażenie. Białe domki ciasno wciśnięte w skały, uliczki pełne malutkich sklepików i tych drogich, i tych z tanimi pamiątkami. Z Santorini warto przywieźć sobie pumeks, który pokrywa dno morskie na odległość prawie 30 km od samej wyspy. Geologicznie wyspa również jest fascynująca, bowiem kolory jej ziemi zmieniają się jak tęcza. Czarny piasek, wapienne skały, rude, żółte, pełne miedzi plaże. Męczący jest jednak napływ turystów, którzy dostają się tutaj wielkimi statkami.
Amorgos
Niewielu turystów można spotkać natomiast na innej wyspie – Amorgos, gdzie kręcony był kultowy film „Wielki Błękit” z fenomenalnym Jeanem Reno. Na wyspie wciąż znajduje się wykorzystany do ujęć wrak. Dla chętnych i spragnionych przygód można urządzić mininurkowanie. Co ciekawe, w porcie praktycznie w każdej knajpce będziecie mogli obejrzeć wspomniany film. Zastanawia mnie, jak kelnerzy znoszą to przez cały sezon? Ta pachnąca anyżkiem wyspa pośród swoich wysokich zboczy ukrywa przepiękny klasztor Hozoviotissa z prawie tysiącletnią historią. Wygląda on naprawdę imponująco, bowiem białe ściany kontrastują ze skałami. Kiedy trafimy do stolicy wyspy Chora, będziemy mogli zgubić się w plątaninie wąskich uliczek, długi czas nie trafiając na żadnego turystę – ma to swój urok.
Cały artykuł dostępny w Jahcitngu 5-6/2018. Kup wersję online po kliknięciu w link.