Kapitan Chojnowska-Liskiewicz z jachtu „Mazurek” pisze, że dnia 20 marca o godzinie 2130 na pozycji 16,08 Nord, 35–50 West przecięta została pętla opasająca kulę ziemską w rejsie kobiecym – tak brzmiał telegram nadany przez bohaterkę. Był to wyjątkowy wyczyn, pierwszy tak spektakularny sukces w dziejach polskiego żeglarstwa, a jednocześnie ogromna inspiracja dla całego pokolenia polskich żeglarek. Przez lata legenda tego wyczynu oraz udział Krystyny Chojnowskiej-Liskiewicz w projektach mających na celu popularyzację sportu przyczyniały się do rozwoju polskiego żeglarstwa.
Idea
Pomysł podjęcia tego sportowego wyzwania narodził się w 1975 roku, który został ogłoszony przez ONZ rokiem kobiet. W środowisku sportowców szybko pojawia się idea, by uczcić to w spektakularny sposób. Polski Związek Żeglarski przypomniał sobie o kapitan Teresie Remiszewskiej i jej pomyśle okrążenia kuli ziemskiej. Jednak Remiszewską spotyka rozczarowanie: władze Związku ogłaszają konkurs, który ma wyłonić kapitan, która zasiądzie za sterami jednostki opływającej glob, a do udziału w rejsie wytypowana zostaje młoda inżynier.
Studia na Politechnice Gdańskiej nie uczyły żeglarstwa, ale koncentrowały się na wdrażaniu zarówno okrętowej wiedzy technicznej, jak i konkretnych postaw życiowych – wspomina Krystyna Chojnowskiej-Liskiewicz. – Studia a następnie praca w przemyśle okrętowym sprawiły, że nabrałam pewności siebie i pojęłam, że będę w stanie przystąpić do realizacji swoich planów. Nie podjęłam się tego zadania, by udowodnić coś komuś czy sobie. Po prostu uważałam, że trzeba je podjąć, a osiągnięcia morskie naszego kraju były wówczas niemal zerowe – zaznacza.
Plany opłynięcia globu tradycyjnym żaglowym jachtem wzbudziły powszechne zainteresowanie ówczesnej opinii publicznej i to nie tylko w Polsce. PZŻ zdecydował się na zabezpieczenie finansowe całego przedsięwzięcia, stawiając warunek, że rejs rozpocznie się na przełomie 1975 i 1976 roku. Przygotowania ruszyły błyskawicznie.
Jednostka
Jacht specjalnie pod kątem planowanego rejsu zbudowała gdańska Stocznia Jachtowa im. Josepha Conrada Korzeniowskiego, będąca wówczas u szczytu swej świetności. Warto przy tym wspomnieć, że biurem projektowym kierował mąż pani Krystyny, Wacław Liskiewicz. Przyszła odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski przygotowała trasę rejsu, wykaz potrzebnych pomocy nawigacyjnych, materiałów i zapasów. Matką chrzestną „Mazurka” została natomiast córka Dyrektora Zjednoczenia Przemysłu Okrętowego, która patronowała całemu przedsięwzięciu. W ciągu pół roku „Mazurek” z projektu na desce kreślarskiej zmienia się w gotową do rejsu nowoczesną jednostkę. Konstrukcję kadłuba oparto przy tym na rozwiązaniach zaczerpniętych z jachtu typu Szmaragd. Kadłub wykonany z laminatu poliestrowo-szklanego miał długość 9,5 metra, zanurzenie 1,6 m. Jednostka była wyposażona w silnik o mocy 15 KM. Uroczysta ceremonia chrztu jednostki odbyła się niemal w ostatnim momencie wyznaczonego terminu, 21 grudnia 1975 roku.
Problemem było także odpowiednie wyposażenie jachtu, szczególnie, że zachodziła konieczność zakupienia go zagranicą, oczywiście za dewizy. Wiele elementów specjalistycznego wyposażenia jachtu oceanicznego nie było (a po części do dziś nie jest) produkowana przez rodzimy przemysł. Okazało się to niezwykle ważnym kryterium wyboru zawodniczki. Władze Zjednoczenia Okrętowego długo wahały się, komu powierzyć jacht wraz z tak cennym wyposażeniem i ostatecznie przeważyło techniczne przygotowanie absolwentki Politechniki Gdańskiej. Uznano, że zawodniczka obeznana z budownictwem okrętowym na pełnym oceanie lepiej poradzi sobie zarówno z rozszalałym żywiołem, jak i usterkami technicznymi, które na pewno się pojawią.
„Mazurek” wyposażono także w radiostację, z której w czasie rejsu kapitan korzystać musiała niezwykle oszczędnie.
Prowadzenie korespondencji i to nawet przy pomocy radiotelefonu prowadziło do szybkiego wyładowania akumulatora – opowiadała kapitan Chojnowska-Liskiewicz podczas otwarcia wystawy. – Generator prądotwórczy umieszczony był w dziobie forpiku. Kłopot w tym, że aby się do niego dostać, trzeba było wynieść wszystkie żagle. Ze względu na ich wagę starałam się korzystać z tej opcji rzadko.
Trasa
Trasa rejsu „Mazurka” nie była oryginalna i w pierwotnym kształcie stanowiła właściwie powtórzenie rejsu kapitana Leonida Teligi, który na pokładzie zbudowanego za własne pieniądze jachtu „Opty” pokonał trasę prowadzącą od portu w Gdyni do wysp Fidżi. Teligę zainspirowało natomiast wcześniejsze osiągnięcie kapitana żeglugi wielkiej Joshuy Slocuma, który pierwszy wyruszył samotnie na jachcie żaglowym „Spray” z Bostonu przez Atlantyk do Gibraltaru, a później wracał do Stanów Zjednoczonych przez Cieśninę Magellana, Pacyfik, Ocean Indyjski i znów Atlantyk. Legendarny kapitan przeszedł do historii żeglarstwa już pod koniec XIX wieku, wyruszając w rejs na pokładzie samodzielnie przez siebie zaprojektowanej jednostki. Powiedział on wówczas zgromadzonym w Sidney dziennikarzom: ponieważ panie są bardzo zainteresowane podobną podróżą, pewnie niedługo jakaś kobieta popłynie w samodzielną podróż dookoła świata. Od momentu wypowiedzenia tych słów do rejsu Krystyny Chojnowskiej-Liskiewicz upłynęło jednak ponad 80 lat.
W związku z niesprzyjającą grudniową aurą zdecydowano jednak o przewiezieniu „Mazurka” na pokładzie polskiego statku „Brodnica” do Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich, skąd wyruszył w swój dziewiczy rejs. Pierwsza część podróży trwała blisko miesiąc, podczas którego kapitan Chojnowska-Liskiewicz minęła Wyspy Zielonego Przylądka i dopłynęła na Barbados.
Dzień zaczynał się od czynności nawigacyjnych takich jak sprawdzenie takielunku i żagli, potem był czas na śniadanie – wspomina żeglarka. – Starałam się spać przez co najmniej kilka godzin na dobę i nie zaburzać swojego rytmu dobowego Z jednoosobowej wachty schodziłam do koi późno w nocy. Problemem wówczas pozostawała natomiast widoczność niewielkiej jednostki, która przez kilka godzin żeglowania po pogrążonych w ciemnościach wodach oceanu była narażona na zderzenie ze statkami handlowymi. Wiedziałam oczywiście, gdzie przebiegają ruchy statków i starałam się możliwie jak najrzadziej płynąć ich szlakami.