Jacht musi też zabrać zapas wody, paliwa, rzeczy załogi, dodatkowe wyposażenie (tratwę, akcesoria nawigacyjne). Wymagania jak dla znacznie większej jednostki. A z drugiej strony ograniczenia – długości kadłuba, wysokości kabiny, również ceny. I tu mogę powiedzieć, że Jacek Daszkiewicz, konstruktor morskiej wersji Maxusa 26, dał radę znaleźć dobry kompromis.
Zanim opiszę jacht, opiszę siebie: 195 cm, 140 kg i wieloletnie doświadczenie w pływaniu maleństwami po morzu. I moje pierwsze wrażenie po wejściu na jacht: „O, mieszczę się”. A potem było już tylko lepiej. Ale po kolei.
Bryła, kadłub, pokład
Sylwetka jachtu jest po prostu ładna. Bez udziwnień, proporcjonalna (nadbudówka zachowuje przyzwoitą wysokość wnętrza – 1,83 m – nie psując całej bryły). Prosta pionowa dziobnica, górna część burt – pionowa, szeroka otwarta rufa z podcięciem nadają łódce sportowy kształt (jak się potem okazało, nie tylko kształt). Składana szprycbuda ochrania szeroki, pojemny kokpit. W kokpicie tym bez problemu zmieści się sześć osób. Ster na trzonie i prowadzenie szotów do kokpitu zajmują nieco miejsca, ale inaczej się nie da. Mała platforma na dziobie ułatwia schodzenie z dziobu, operowanie kotwicą, może też stanowić bazę do wytyku genakera. Jacht testowy wyposażony jest w płetwę balastową dającą zanurzenie 1,7 m – jak na małą jednostkę duże, za duże. Na szczęście można zamówić wersję z płetwą w innym kształcie, zanurzenie zmniejszyć – kosztem pewnego pogorszenia osiągów. Na razie jednak dane było cieszyć się nimi (to znaczy osiągami, nie płetwami).
Zastrzeżenia dawnych żeglarzy budziłby duży kokpit i szeroka, otwarta rufa. To ma ze sobą ścisły związek– gdyby zamknąć rufę, to fala wchodząca do kokpitu zalałaby jacht. Z drugiej strony mały kokpit byłby kompletnie niefunkcjonalny. A wąska rufa to gorsze osiągi w żegludze. Otwarte rufy od dawna już są akceptowane. Przy czym ja bym za sterem dał jeszcze jeden kosz – gdzieś trzeba umocować tratwę, koło ratunkowe, pławkę świetlną – a przy okazji linki zabezpieczające załogę nie byłyby tak długie.
W każdym razie architektura jachtu mi się spodobała. Nowoczesna, prosta, wyważona, zapowiada dobre żeglowanie.
Napęd i osiągi
Testowany jacht wyposażony jest w grot i fok o łącznej powierzchni 37 m – to sporo. Na dodatkowym rollerze przygotowany był code zero – coś w rodzaju większej, pełniejszej genuy. Doskonale napędza jacht w pełnych bajdewindach, półwiatrach i ostrych baksztagach. Grot wyposażony w dwa refy na refszkentlach (do refowania trzeba pójść do masztu i zaczepić remizkę o hak na bomie, ale opcjonalnie można poprowadzić dodatkowe linki). Fok na rollerze, code zero rozwijany „nieskończoną” pętlą z liny. Po uzupełnieniu grota o dwie liny wszystkie manewry żaglami można robić z kokpitu.
Maszt z takielunkiem ułamkowym i odchylonymi do tyłu salingami jest obecnie standardem, wydawał się nieco delikatny, ale przy lekkiej łódce przewymiarowanie want chyba by zaszkodziło, a nie pomogło. W każdym razie kształt (nowych) żagli jest bez zastrzeżeń i ich praca również.
Żeglujemy przy wietrze 3º B, to zbyt lekkie warunki dla dobrego testu, ale pewne wnioski można wysnuć. Po pierwsze jacht jest stateczny, co odczułem na początku, wchodząc na burtę. Prawie nie drgnął. Przy postawionych żaglach przechył nie przeszkadza, dopiero żagiel code zero zagroziłby garnkom na kuchence. Przypuszczam, że w trudnych warunkach i przy fali Maxus 26 żeglowałby dość „twardo”, ale szybko i pozwalając nieść sensowne żagle. W tym rozmiarze to cenna (choć potencjalnie niekomfortowa) cecha. Niestety, nie miałem okazji tego sprawdzić, może ktoś z Czytelników da radę?
Więcej na ten temat można przeczytać w Jachtingu 09/2015. Dostęp on-line do całego numeru tutaj w cenie 7.00 PLN.
Fot. autor