Kilka już razy zdarzyło mi się dostać propozycje, z którymi nie wiadomo było co zrobić. Dotyczyły one popłynięcia w rejs jako „anioł stróż”. Proponujący chciał samodzielnie prowadzić jacht, ale bał się, że zrobi coś nie tak, toteż chciał mieć kogoś bardziej do- świadczonego pod ręką. Oczywiście chwała mu za to, że nie postrzegał samego siebie jako nieomylnego zdobywcy mórz i oceanów.
Ja sama pamiętam, jak wybrałam się na morze po raz pierwszy jako kapitan. Popłynęłam z załogą, którą właśnie wyszkoliłam na żeglarzy jachtowych, w kwietniu na Bałtyk na jachcie... hmm... dość wyeksploatowanym. Ruszyliśmy „ku przygodzie” i okazało się, że rzeczywistość sprostała oczekiwaniom. Jako że rejs był nastawiony typowo na „łapanie godzinek”, pierwszą noc spędziliśmy na morzu. Szybko się okazało, że to całe kapitanowanie równa się z koniecznością posiadania wielkiej odporności na zmęczenie i brak snu – tym bardziej wówczas, gdy w załodze jest się jedyną osobą rozumiejącą feerię barwnych świateł dookoła. Do tego należy dołożyć kwietniowe 6° B, a więc zimno, wiatr i deszcz. W obliczu tego pierwszego odkrycia o charakterze kapitańskiego fachu należało udać się do portu i zwyczajnie odpocząć. Cóż za dziwny to był wniosek dla kogoś, kto mógł wcześniej nie oglądać brzegu tygodniami. Przykładnie poczytałam o podejściu do Łeby w locji Bał- tyku BHMW – napisali tam, że można bezpiecznie wchodzić do 5° B, a że wiało 4–5° B, to z radością w sercu ruszyłam w stronę podejścia. Oczywiście za mało wtedy wiedziałam, za małe miałam doświadczenie, aby przewidzieć, że po wiejącym wcześniej 6° B przy brzegu coś może jeszcze się kotłować. Niniejszym jakieś 20 m przed główkami porwał mnie przybój i tylko szczęściem udało się wcelować w wejście, nie zahaczając przy okazji żadnego z falochronów. O kolejnym farcie polegają- cym na niewpakowaniu się na żadną z czyhających wówczas na wejściu i w kanale mielizn nie będę już się rozpisywała – błędem było niepogadanie z bosmanatem przez radio i niedowiedzenie się, gdzie w danym czasie były wypłycenia.
Więcej na ten temat można przeczytać w Jachtingu 5/2015. Dostęp on-line do całego numeru tutaj w cenie 7.00 PLN.
Rys. Monika Jabłońska