Co może zrobić prezydent potężnego mocarstwa, gdy zdejmie sobie z głowy wszelkie problemy? Gdy już nie musi martwić się FEDem, stopami procentowymi, rezerwami dolarowymi w Chinach i polityką Rosji? Kiedy już zbombarduje wszelkie zasobne w ropę kraje i ku swojemu zaskoczeniu odbierze za ten czyn Pokojową Nagrodę Nobla? Kiedy w końcu odda atomowy guzik i pomyśli "Ufff, niech się teraz tamten męczy"?
Oczywiście może pojechać na wakacje. Tak też zrobił były prezydent USA, Barack Obama. Zabrał żonę i wpadł do przyjaciela, miliardera Richarda Bransona (Virgin Group). Co zrobili możni tego świata? Założyli się. Czy Barack jako pierwszy nauczy się kitesurfingu, czy Branson - foilboarda (to taka deska z hydroskrzydłem). Ostatniego dnia miała odbyć się "bitwa", kto dłużej wytrzyma na swojej platformie (tu pewnie były prezydent żałował oddania atomowej walizeczki).
Ostatecznie wygrał Obama, który na kajcie przepłynął ponad 100 metrów, gdy Branson tylko 50. Tak czy inaczej, jak widać w filmie, nieźle sobie radził z latawcem.
Zabawa miała miejsce na Karaibach, British Virgin Islands. Nam pozostaje zazdrościć i zanucić "cysorz, to ma klawe życie".