Wszystko to, co jest moim udziałem, nie byłoby możliwe bez mojej jedynaczki Olgi. To ona, wdrożona do wody, lasu, śniegu i przygód wszelakich, od momentu kiedy tylko zaczęła chodzić, pozwala mi na wiele i sama uczestniczy w cudownym dalszym ciągu naszych niegdysiejszych wyczynów oraz z olimpijskim spokojem obserwuje wszystko, co dziadek z wnukami wyprawia. Od razu powiem. Nie wierzę w żadne ograniczenia wiekowe określające, kiedy dziecko może się znaleźć na pokładzie. Doszedłem do tego nie tylko na podstawie obserwacji młodych, skandynawskich (częściej) lub brytyjskich par żeglarskich, kiedy to, po zacumowaniu w porcie, na brzeg często jako pierwszy zjeżdża wózek ze śpiącym słodko kandydatem na przyszłego wilka morskiego. To również efekt moich własnych doświadczeń. Jeśli jest jakaś bariera – to głównie po stronie dorosłej części rodziny.
Czy znajdą w sobie dość determinacji i pomysłowości, aby młode pociechy stopniowo i delikatnie zarażać bakcylem pachnącej wiatrem i wodą przygody? Aż cisną się na usta dwa oczywiste pytania: Czy warto? Wreszcie – czy jest to możliwe? Odpowiedź pierwsza jest banalna. Warto, po stokroć warto zaszczepić w dziecku pasję, zarazić je rozgrywanym na jego oczach i przy jego udziale pojedynkiem z przyrodą. Cudną, ale i groźną, czasem niebezpieczną, ale też urzekającą i zapierającą dech w piersiach. A drugą odpowiedź po części niesie ten tekst. Czyli z życia wzięta historyjka dwóch (od przyszłego sezonu trzech, bo najmłodszy Felek będzie miał 3,5 roku) braci, trzeciego już pokolenia zapalonych wodniaków. Dziś Ignacy ma 8 lat, a Antek, średni brat, skończył w lipcu 6. Ignacy zaczynał na Mazurach, „Pod Dębem”, na pokładzie tanga i antili, jak miał dwa lata, z młodszym bratem w torbie. Ale po kolejnym rejsie śródlądowym i dwóch–trzech weekendowych wypadach na Morze Północne, w zeszłym roku obaj odbyli poważną wyprawę – pierwszy rejs po Morzu Egejskim. Trasa dobrana do możliwości załogi – Zatoka Sarońska – do Hydry i Ermioni, a potem przez Epidauros i Aeginę z powrotem do Aten. W sumie jeden tydzień – 130 mil.
W tym roku kolejne wyzwanie – Dodekanez. Cudny archipelag, niewielkie przeloty pomiędzy poszczególnymi wysepkami, piękne zatoczki, zabytki, korzenie i podwaliny chrześcijańskiej cywilizacji z pustelnią św. Jana na wyspie Patmos, 150 mil przygód i morskiej praktyki.
Cały artykuł przeczytasz w numerze 10/2015 Jachtingu. Dostęp online tutaj w cenie 9.90 PLN.