Na jachcie panowie zastali armatora, który dopiero wtedy dowiedział się o całkowitym braku doświadczenia żeglarskiego u dwóch z trzech osób mających przeprowadzić jego jednostkę przez pół Europy. O tym, że mógł się troszkę zdenerwować, świadczy zeznanie Nurse’a, jakoby kapitan niechętnie podzielił się tą informacją z właścicielem. Postępowanie przed wyjściem w morze było przeprowadzone książkowo – sprawdzono cały takielunek i osprzęt łącznie z wejściem na maszt, przetestowano wszystkie instalacje jachtowe, wymieniono akumulatory, zrobiono zaprowiantowanie i przeprowadzono standardowe prace konserwacyjne przy silniku. S/y „Ocean Madam” opuścił Maltę 22 września około 1400.
Wiał wówczas wschodni wiatr o sile 5–6° B. Niezwłocznie po odejściu od kei postawiono żagle i w pierwszych godzinach żeglugi przećwiczono alarm „człowiek za burtą”. W trakcie wykonywania podejścia do człowieka używano tyki ratunkowej, której ciężarek odczepił się i zatonął, przez co w dalszej podróży tyka była bezużyteczna. Podczas żeglugi radio VHF było wyłączone, uruchamiano je jedynie w pobliżu lądu i innych statków. Kapitan wyznaczył załogantom czterogodzinne wachty, przy czym sam był dostępny cały czas. Po kilku dniach takiej permanentnej służby zachorował, ale pomimo złego samopoczucia wciąż był do dyspozycji. W parę dni po wyjściu w morze zmieniła się pogoda. Wiatr stężał i odkręcił tak, że zmuszał do halsowania. Świeża załoga wkrótce przystosowała się do nowego aspektu żeglowania, jednak Nurse twierdzi, że przeżywała momenty grozy. Na wysokości Tunezji powróciły dobre warunki i postawiono genaker, który jednak przy kolejnej zmianie wiatru na silniejszy się podarł. Wiatr ponownie ucichł, gdy żeglarze znajdowali się u wybrzeża Afryki. Trzeba było włączyć silnik, co spowodowało spore zużycie zapasu paliwa i konieczność tankowania. Pan Beggs postanowił odbić w stronę hiszpańskiego wybrzeża i wziąć paliwo w Puerto Deportivo Almerimar, a następnie zgodnie z planem dotrzeć do Gibraltaru, gdzie jacht zacumował 2 października i pozostał przy kei przez ok. 36 godz. Uzupełniono paliwo i wodę, a także zakupiono świeże jedzenie. 3 października, po odebraniu prognozy pogody, s/y „Ocean Madam” opuścił Gibraltar.
Trasa wzdłuż Półwyspu Iberyjskiego okazała się przyjemna i łatwa, ponieważ wiało słabo i często trzeba było korzystać z silnika. Załoganci Newton i Nurse do tego czasu zadomowili się na jachcie, a także zdobyli podstawową wiedzę i umiejętności, że poczuli się pewniej. Relaksowali się więc i nie przeszkadzało im, że skipper stał się dziwnie małomówny. Ta małomówność mogła wynikać ze świadomości ciągłego zużywania paliwa i narastającej konieczności odwiedzenia kolejnego portu w celu zatankowania. Skipper zdecydował o wejściu do La Coruny, skąd też zamierzał bez zbędnej zwłoki wyruszyć dalej. Jak nakazuje dobra praktyka morska, postarał się o prognozę pogody, która zapowiadała radykalną zmianę warunków – miało wiać 7–8° B z południowego zachodu. Kapitan ocenił swoją sytuację. Miał dwóch młodych i silnych mężczyzn na pokładzie, którzy dużo się już nauczyli i z powodzeniem można było ich uznać za kompetentnych członków załogi. Znał dobrze jacht, ponieważ pływał na nim z właścicielem już wcześniej. Specyfi kę Zatoki Biskajskiej też zasadniczo znał, jako że żeglował tą trasą kilka razy w przeszłości. Dodatkowym czynnikiem była świadomość, że jakakolwiek dalsza zwłoka tylko pogorszy sprawę – będą zmuszeni do żeglugi na początku jesieni, kiedy warunki stają się coraz gorsze. Newton i Nurse nie podchodzili do pomysłu wyjścia w sztorm zbyt entuzjastycznie, ponieważ zwyczajnie się bali, ale kapitan przekonał ich o braku zagrożenia i zapewnił, że będzie to kilka dni dobrej żeglugi.
O dalszym przebiegu zdarzeń przeczytasz w numerze 9/2015 Jachtingu. Wersja online w cenie 9.90 PLN tutaj.