Zaznajomiona z lokalnymi warunkami ekipa serwisowa poradziła kapitanowi, by spędził noc na muringu.
Załoga zacumowała więc w zatoce, zeszła na ląd i udała się na kolację. W międzyczasie wiatr się wzmagał. Nikt się nie spodziewał, że jacht zdryfuje w kierunku brzegu i nie da się już go uratować. Popychana wysokimi falami jednostka wysztrandowała na plaży, co okazało się szkodą całkowitą. Jak to mogło się stać? Jacht został przycumowany liną o średnicy 3 cm, a jednak się zerwał. To mało prawdopodobny scenariusz w takich warunkach. Przy bliższych oględzinach ustalono, że cuma została przecięta i było to jedyne sensowne wytłumaczenie.
Łódź była ubezpieczona w niemieckim towarzystwie, więc skipper był spokojny o wypłatę odszkodowania. Rzeczywiście, odszkodowanie zostało wypłacone. Jednakże wkrótce ubezpieczyciel jednostki zgłosił się do skippera z roszczeniem regresowym, twierdząc, że jacht został zostawiony bez opieki i domagając się zwrotu kwoty w wysokości 285 000 euro wypłaconej armatorowi.
Na szczęście skipper miał ubezpieczenie OC skippera YACHT-POOL. Nie wiedział dokładnie, co ono obejmuje – wykupił je pod wpływem sugestii agencji czarterowej. Nie wydawało mu się prawdopodobne, że będzie musiał z niego skorzystać, w końcu doświadczenie miał bardzo bogate. Jeszcze bardziej zdziwiło go, że firma YACHT-POOL nie tylko:
a) zanalizowała sprawę już wcześniej i zgodnie z jej ekspertyzą rażące niedbalstwo nie miało miejsca, lecz także
b) zapewniła skipperowi doświadczonego prawnika współpracującego z YACHT-POOL oraz
c) poniosła wszelkie koszty wynagrodzenia adwokata oraz koszty procesowe.
O tym, czy roszczenie jest zasadne, zadecyduje sąd. Ten niedawny przypadek jest przykładem jednego z wielu błędów, z jakimi spotykamy się w naszej praktyce.
Pełną wersję artykułu wraz z dostępem do całego numeru czasopisma online (9.90zł) znajdziesz tutaj.