Nie zna życia, kto nie służył w Marynarce... i nie był akredytowanym dziennikarzem podczas Baltic Sail. Gdański zlot żaglowców przyciąga co roku miłośników marynistyki z całej Polski, kusi niezliczonymi atrakcjami. Nic dziwnego, że media mają pełne ręce roboty, zwłaszcza, jeśli ich wysłannicy pasjonują się żeglarstwem, tak jak ja...
Pierwszy raz...
Kiedy w 2013 roku zaproponowano mi wyjazd na Baltic Sail, pakowałam się z myślą, że to ot, kolejna żeglarska impreza. Kilka dni później wiedziałam już, że nie będąc na niej wcześniej, wiele traciłam rozważając czarter jachtu zamiast takiej szalonej przygody. Każde wydarzenie tworzą przede wszystkim ludzie. Wkrótce miałam się przekonać, że to właśnie dla nich początek lipca zawsze będę rezerwować właśnie na gdański zlot żaglowców. Konferencja prasowa, zdjęcia, wywiady. Poznaję osobiście Michała Juszczakiewicza, dyrektora towarzyszących Baltis Sailowi Szant Pod Żurawiem, znanego mi z dawnych czasów jako przystojniaka z kultowego programu "Od Przedszkola Do Opola". Teraz organizuje świetny festiwal szantowy, na który zaprasza wykonawców z Polski i świata. Zaczepiam Krzysztofa Kucharskiego gdańskiego Kapra reprezentującego historyczną XVIII-wieczną część festiwalu, który wspaniałomyślnie oprowadza mnie po okolicy opowiadając z pasją o dawnych gdańskich czasach i wydarzeniach, które działy się w miejscach, przez które przechodzimy. Czuję, że to dopiero początek nowych znajomości. Wisienką na torcie jest Mateusz Kusznierewicz, który w centrum prasowym zwraca uwagę na moje fotografie i przekazuje mi kontakt do swojej managerki w celu nawiązania współpracy. A potem właściwa impreza, z żaglowcami cumującymi na Długim Pobrzeżu, z powiewem historii osiemnastowiecznej dzięki Garnizonowi Gdańsk, szantami Szant Pod Żurawiem i całym tym zamieszaniem fotografowanym z pokładów motorówek udostępnianych dziennikarzom. I tak już co roku...
Między pokładami
Podczas żeglarskiej imprezy to właśnie jednostki pływające okazują się najbardziej komfortowym miejscem pracy i środkiem transportu. Szybko zmieniam perspektywę z lądowej na wodną. Uważnie przypatruję się pasażerom rejsów turystycznych na żaglowcach wypływających na zatokę. Jedni leniuchują łapiąc promienie lipcowego słońca, inni dają się wciągnąć do pomocy przy żaglach, jeszcze inni podziwiają okolicę widzianą po raz pierwszy od strony wody. Z sielanki wybija mnie malec krzyczący do mamy "ale tu fajnie! Prawie wcale nie chce mi się wymiotować". Nic dziwnego, na Baltic Beauty czy Minervie przechyły są ledwo wyczuwalne, a choć warunki aż kuszą, by stawiać wszystkie żagle, załoga działa zachowawczo. Nie szkodzi, już niebawem dajemy czadu na ribach, mknąc na Górki Zachodnie, gdzie odbywają się regaty. Adrenalina skacze, mocno trzymamy aparaty i... siebie samych, bo prędkość - choć bezpieczna - przyprawia o zawrót głowy, daje posmakować adrenaliny i... morskiej wody. Na szczęście sprzęt dzielnie znosi ten chrzest. Okazuje się też, że motorówki to prawdziwa ostatnia deska ratunku, kiedy mój autobus odjeżdża przed czasem, a koniecznie muszę w krótkim czasie trafić ze Śródmieścia w okolice Twierdzy Wisłoujście. Moje wybawienie przypływa właśnie z Mateuszem Kusznierewiczem na pokładzie i w krótkim czasie jestem na miejscu. Fotografujemy też paradę żaglowców na Motławie, zasypując sternika prośbami o podpłynięcie z tej, a nie innej strony, ręka w rękę z ekipą z "Żagli" czy "TV Gdańsk". Choć jednak te współczesne wynalazki ratują mi skórę, ja mimo wszystko uśmiecham się na wspomnienie tych historycznych...
Z XXI do XVIII wieku
Po dniach fotografowania w upale mam dość, marzę o prysznicu i wygodnym łóżku. Nie daje mi jednak spokoju wieść o planowanej bitwie morskiej na wodach Motławy z udziałem grup rekonstrukcyjnych i kilku jednostek. Wcześniej udaje mi się zaprzyjaźnić z Garnizonem Gdańsk i ich gośćmi z Częstochowy, a nawet Rosji, przy udziale przywiezionych przez wschodnich sąsiadów lokalnych smakołyków w płynie, które skutecznie przełamują bariery językowe. Jestem już "oswojona", ale nie spodziewam się tego, co czeka mnie dalej... W obroty bierze mnie Beata z Garnizonu Gdańsk i wkrótce jestem kimś zupełnie innym - mam na sobie czepek, epokowy kubraczek, spódnicę i fartuszek osiemnastowiecznej gdańszczanki. Ostatecznie trafiam na pokład jednego z żaglowców biorących udział w inscenizacji i nagle jestem w samym sercu prawdziwej bitwy morskiej ze strzałami z moździerza i pistoletów skałkowych, krzykiem porywanych dziewcząt, zapachem prochu i abordażem. Oszołomiona i doładowana energią fotografuję jak oszalała, dzierżąc aparat niczym broń przygotowaną na odparcie ataku wroga. I tak, teraz już dobrze rozumiem, że i mi będzie od tej chwili brakowało zapachu prochu o poranku :)
Między żaglami - ludzie i wspomnienia
Baltic Sail to dla mnie wyjątkowy zlot. Podczas tych szalonych lipcowych dni przeskakuje się z lądu na pokłady, z teraźniejszości w przeszłość, z fotografii w muzykę, nie myśli się o zmęczeniu, a raczej o doświadczaniu życia w jego najlepszej postaci. Żagle na masztach cieszą oczy, a życzliwe spojrzenia coraz większego z roku na rok grona zlotowych znajomych sprawiają, że 600 kilometrów od domu czuję się jak u siebie, a na pewno jak wśród swoich. To wszystko przyprawione adrenaliną, poczuciem wolności wśród fal mimo obowiązków zawodowych i wspomnieniami sprawia, że każdy powinien spróbować przygody w cieniu żagli. Bo kto jak nie my?
fot. Magdalena Emka Borucka