Pomysł ślubu na pokładzie żaglowca pojawił się bardzo spontanicznie, około miesiąca przed finałem regat w Szczecinie. Pewnego dnia, będąc w pracy, po prostu zadzwoniłam do mojego narzeczonego z szalonym pomysłem: „Kochanie, skoro i tak zamierzaliśmy być podczas finału regat w Szczecinie, to czyż nie jest to doskonała okazja, aby przypieczętować nasz związek sakramentalnym »TAK« na pokładzie statku?”.
Nie zapomnę jego reakcji zaraz po tym, jak wypowiedziałam te słowa: „Ale co, jak, gdzie? Przecież został ledwie miesiąc...”. No tak, czasu nie było zbyt dużo, wszak pary rezerwują miejsce ceremonii przynajmniej rok wcześniej. Nie miałam żadnego pojęcia jak organizuje się ślub poza urzędem stanu cywilnego i jakie wymogi trzeba spełnić, aby otrzymać zgodę od kierownika USC. Wygooglowałam, że zgodnie z przepisami prawa o aktach stanu cywilnego można zawrzeć ślub cywilny w plenerze, gdy zajdzie uzasadniona przyczyna. Pojęcie nieostre i bardzo pojemne, co akurat działa na korzyść par. Tego samego dnia skontaktowałam się z kierownikiem USC w Szczecinie, aby wybadać sprawę, czy w ogóle mam o czym myśleć. Zaskoczył mnie ciepły głos i przyjazny ton urzędnika, którego empatia przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Dowiedziałam się, że formalności będą rozbudowane raptem o jedno pisemko z prośbą o wyrażenie zgody na zawarcie związku małżeńskiego poza lokalem USC. Koszty też będą minimalnie większe, uwzględniające dojazd urzędnika na miejsce ceremonii.
Sprawę z urzędem miałam już wyjaśnioną, a termin nie stanowił dla kierownika USC żadnego problemu. Pozostało jedynie znaleźć odpowiednią (także w związku z przepisami) jednostkę. Zgodnie z polskim prawem ślub cywilny może odbyć się tylko i wyłącznie na pokładzie przycumowanego statku, którego portem macierzystym w naszym wypadku miał być Szczecin. No cóż, wybór nie był zbyt duży, na koniec selekcji pozostały mi dwa żaglowce: „Fryderyk Chopin” i „Kapitan Głowacki”. Nie zwlekając, napisałam dwa mejle z pytaniem o to, który termin wchodzi w grę i oczywiście o cenę. Zupełnie nie wiedziałam, jakie są stawki za wynajęcie takiego jachtu na taką okazję. Czułam przez skórę, że duże, ale pomyślałam, że nie będę wyprzedzała faktów i grzecznie poczekam na wycenę. Problem z terminem polegał na tym (jak uświadomił mi kierownik USC), że obie jednostki były uczestnikami regat i nie było wiadomo, którego dnia wrócą do Szczecina. Wyścig to wyścig i trudno było do końca przewidzieć, także z powodu zmiennej pogody na morzu, kiedy statki dopłyną do mety. Gdy dowiedziałam się o tych okolicznościach, to po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy ten pomysł ze ślubem na żaglowcu ma szansę na realizację. Wychodziło na to, że baśniowa ceremonia wiąże się w tym wypadku z dużym ryzykiem. Co będzie, jeśli żaglowiec jednak nie zdąży na umówiony termin? Klapa!
Ciąg dalszy artykułu wraz ze zdjęciami jest dostępny w Jachtingu 6/2015. Wersja online tutaj w cenie 9,9 PLN.