Stabilizuje to ogólną sytuację pogodową, ale wyjące pięćdziesiątki wieją niemal nieustannie, bo na południe od Hornu oceany nie mają końca. Aby odróżnić warunki w tych strefach Południowego Atlantyku, Południowego Pacyfiku czy Oceanu Indyjskiego, żeglarze mówią o tym paśmie „Ocean Południowy”, chociaż dla geografów Ocean Południowy zaczyna się dopiero około 60ºS. Tak czy inaczej, jedyna przeszkoda, na której wiatry zachodnie krążące wokół Antarktydy mogą wyładować część swojej energii, to Cieśnina Drake’a. Sztormy nawet latem przechodzą tam co kilka dni. Praktycznie wszystkie maszerują na wschód w kierunku Przylądka Dobrej Nadziei. W przeciwieństwie do czasów pionierskich, w dobie telekomunikacji satelitarnej unikanie tych sztormów – płynąc na obrzeżu ryczących czterdziestek – to nic specjalnie trudnego, ale przed Hornem nie ma wyjścia; trzeba zejść na południe od 56ºS, a to oznacza ryzyko, jak za kołem podbiegunowym na półkuli północnej. Co gorsze, po stronie Pacyfiku nic nie osłania od tych wiatrów. Trzeba brać, co się wylosowało. Więcej tragedii niż na samym Hornie rozegrało się przy podchodzeniu do Hornu z zachodu. Po stronie Atlantyku Andy osłaniają od tych wiatrów i po minięciu Hornu można natychmiast uciekać na północ. Wprawdzie sporo sztormów formuje się także po wschodniej stronie Andów, niedaleko Argentyny, ale żaden sztorm w zarodku nie ma tej intensywności co w pełni rozwinięty sztorm z Pacyfiku... niekiedy uformowany w okolicy Australii lub nawet na Oceanie Indyjskim. W okolicy Przylądka Dobrej Nadziei nie musi to być zupełna loteria, chociaż pogoda tutaj jest bardziej niestabilna. Zauważył to już pięć stuleci temu Bartolomeu Dias, znany także z tego, że jako pierwszy do ustalenia pozycji zliczonej, nie szacował na oko prędkości, tylko liczył węzły na lince wyciąganej przez morze z pokładu płynącego żaglowca. Jako pierwszy krok planu otwarcia drogi morskiej do Indii, król Portugalii wysłał go, aby sprawdził warunki żeglugi na południu Afryki. Dias dotarł do Mossel Bay na Oceanie Indyjskim, a południowy kraniec Afryki nazwał Przylądkiem Burz. Jednak król zaniechał realizowania drugiej części planu ze względu na bardzo trudne warunki żeglugi, o jakich donosił Dias. Ożywiło to nierealistyczne pomysły, aby dotrzeć do Orientu, płynąc na zachód, i niewątpliwie pomogło Kolumbowi. Po fiasku jego wyprawy król Portugalii powrócił do oryginalnego planu. Drogą morską do Indii wysłał Vasco da Gamę, ale wcześniej zmienił nazwę Przylądek Burz na Przylądek Dobrej Nadziei, ponieważ okrążenie Afryki stwarzało nadzieję na powodzenie całego przedsięwzięcia.
Główną składową niebezpieczeństwa wokół wybrzeża RPA jest zmienna sytuacja meteorologiczna. Południowy kraniec Afryki nie jest tak mocnym rozjemcą przepychających się wzajemnie systemów pogodowych, jak wysokie Andy w Południowej Ameryce. Prognozy pogody rozlatują się tutaj regularnie w okamgnieniu. Drugą składową jest Prąd Agulhas, który w rejonie Durbanu wzmacnia odnoga Prądu Południoworównikowego. Skutkiem tego pomiędzy Durbanem a Port Elizabeth jest około czterech węzłów prądu, a w niektórych miejscach często nawet sześć. To tyle, ile ma wartka rzeka. Główny nurt jest na krawędzi szelfu kontynentalnego, który się rozciąga od kilku do około dwudziestu mil w morze i nagle urywa. W rejonie Port Elizabeth Prąd Agulhas zanika. Niże i związane z nimi fronty formują się często w rejonie Hornu – niekiedy wcześniej – i maszerują na wschód wzdłuż ryczących czterdziestek, ponieważ mocny wyż na Południowym Atlantyku nie pozwala im ruszyć na północ. W rejonie RPA mają okazję, aby się wymknąć spod tej kontroli i uciec nad Afrykę, wciskając się między wyż na Południowym Atlantyku oraz wyż na Oceanie Indyjskim. Te niże, uciekając w kierunku północno-wschodnim, jak wszystkie niże południowej półkuli, obracają się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Najbardziej niebezpieczna sytuacja powstaje, kiedy wyż z Południowego Atlantyku przesunie się na wschód i uniemożliwi niżowi ucieczkę nad kontynent, a raczej go popchnie nad Ocean Indyjski. Wtedy niż natychmiast wzmaga północno-wschodni wiatr na wschodnim wybrzeżu do prędkości około 35 węzłów. Tak silny wiatr, wiejąc w zgodnym kierunku, rozpędza jeszcze bardziej Prąd Agulhas. Po paru godzinach, kiedy cały niż się przemieści nad Ocean Indyjski, wiatr zmienia kierunek o 180º. Teraz prędkość poruszania się niżu dodaje się do jego prędkości obrotowej. Południowo-zachodni wiatr o sile sztormu wieje pod włos rozpędzonego przez poprzedni wiatr Prąd Agulhas. W wyniku starcia dwóch żywiołów w czołowym zderzeniu sztormowa fala robi się niewiarygodnie wysoka i niewiarygodnie stroma. Na dole Prąd Agulhas, dodatkowo rozpędzony wiatrem, pcha ją na południowy zachód. Na górze sztormowy wiatr pcha ją na północny wschód. W ekstremalnych warunkach, które zdarzają się co parę lat, obserwowano tutaj kilkunastometrowe ściany wody.
Cały artykuł dostępny w Jachtingu 3-4/2020. Kup wersję online po kliknięciu w link.