Jesienią 2016 r. Grupa Żeglarska Onko-Sailing wzięła udział w regatach i było to dla nas zupełnie nowe doświadczenie. Ale od początku. Od prawie trzech lat jestem związana z Fundacją Piękniejsze Życie, która pomaga pacjentkom onkologicznym. Firmy sponsorujące fundację są zrzeszone w Polskim Związku Przemysłu Kosmetycznego, a PZPK od lat startuje w regatach organizowanych przez Konfederację Lewiatan. Któregoś czerwcowego dnia, zupełnie przez przypadek, razem z Gosią rozmawiałyśmy ze sponsorami Fundacji Piękniejsze Życie i tak od słowa do słowa rozmowa zeszła na tematy onko-sailingowe. Właśnie wtedy dowiedziałyśmy się o regatach Konfederacji Lewiatan, która zrzesza wiele firm związanych właśnie z PZPK. Po kilku minutach usłyszałyśmy, że bardzo dobrą formą promocji Fundacji Piękniejsze Życie i Grupy Żeglarskiej Onko-Sailing byłby udział w takich regatach pod wspólną banderą. Nie trzeba było nas długo namawiać. Natychmiast wykonałyśmy telefon do Michała, z pytaniem, czy popłynie z nami jako sternik. Michał też się nie zastanawiał. Powiedział, że z nami idzie wszędzie, i to w ciemno. Dołączył do nas jeszcze Andrzej, który w międzyczasie zrobił uprawnienia żeglarza jachtowego, i Kasia, czyli prezes Fundacji Piękniejsze Życie. Kasia nigdy wcześniej nie bywała na wodzie, więc przeżywała to bardzo, ale równa z niej babka i do tego z bardzo dużym poczuciem humoru. Wszyscy doszliśmy do wniosku, że damy radę, bo po prostu nie mamy innego wyjścia. I tak nam się stworzyła całkiem fajna załoga.
Regaty czas zacząć
W piątek 2 września zameldowaliśmy się w Mikołajkach, odebraliśmy jacht, zamustrowaliśmy na niego, a potem poszliśmy poznać resztę uczestników regat. Następnego dnia wstaliśmy wcześnie i już o 7000 zajęliśmy się organizacją pracy na jachcie. Sprawdziliśmy silnik, wszystkie sznurki i szmaty... sorry – żagle, położyliśmy na próbę maszt (bo to też nas po drodze czekało) i przed 1000 wyszliśmy z mariny, bo musieliśmy dość sprawnie dotrzeć na miejsce regat – czyli jezioro Tałty.
Praktycznie całą sobotę byliśmy na wodzie. Tego dnia były w sumie cztery biegi i do Mikołajek wróciliśmy dopiero ok. 1900. Powiem tak: te sobotnie wyścigi to była ciężka praca. Żeglując na morzu, przy dobrych wiatrach, jednym halsem można płynąć dobę albo dwie, albo jeszcze dłużej. Tutaj – na jeziorze – non stop robiliśmy zwroty, czasem kilka na minutę. Każdy z nas dostał swój zakres obowiązków. Michał zarządzał sterem, Andrzej grotem, my z Gosią obsługiwałyśmy fok. Kasia głównie robiła zdjęcia i krzyczała, że boi się wody i że nie chce nam przeszkadzać.
Więcej na ten temat można przeczytać w Jachtingu 4-5/2017. Dostęp on-line do pełnej wersji numeru tutaj w cenie 7.00 PLN.
Fot. arch. Grupy Żeglarskiej Onko-Sailing