Zgłosiłem swój udział w drugiej edycji regat SpA. Pomysł przepłynięcia Atlantyku zalągł się w mojej głowie już wówczas, kiedy mając 10 lat, przeczytałem książkę Roberta Manry’ego „Tinkerbelle”. Pomyślałem: wow, to jest coś dla mnie. Dziś, kiedy piszę te słowa, od tamtego momentu mija prawie 30 lat. Wniosek? Matki, jeśli nie chcecie, by wasze dzieci skończyły jak ja i Piotruś, nigdy, ale to nigdy nie pozwalajcie im czytać tej złej książki.
Najpierw jednak napisałem do organizatora i pomysłodawcy imprezy Janusza Maderskiego. Zacząłem od tego, czego nie uda mi się zrobić, czyli że ja oraz mój przyjaciel chcemy wystartować, ale nasza radosna praca w korporacji raczej nie pozwoli nam na zbudowanie w tym czasie dwóch jachtów. Poza tym – wyznałem – może trochę wstyd się przyznać, ale brakuje nam zwyczajnie odwagi. Od zawsze uważam, że trzeba mieć „big cojones”, żeby zdecydować się na taki rejs solo. Po tygodniu, który spędziłem, nerwowo sprawdzając mejla, Janusz odpisał, że nie widzi przeciwwskazań i że powstanie oddzielna klasyfikacja dla załóg dwuosobowych. To był wrzesień 2014 r., a my stanęliśmy przed największym (lub prawie największym) wyzwaniem w naszym życiu. Tyle że jeszcze o tym nie wiedzieliśmy... Kiedy mieliśmy już zgodę na start w duecie, przygotowałem rozpiskę kolejnych etapów przygotowań do regat.
Musiałem przeprowadzić „poważną” rozmowę w domu. Ku mojemu zaskoczeniu i... rozczarowaniu rodzina nie miała nic przeciwko. Jak to: nie kochają mnie tu? Tak po prostu mogę płynąć? Byłem odrobinę skołowany. Tym bardziej, że ta kluczowa rozmowa trwała może pięć minut. – Tak, tak po prostu płyń – powiedziała Asia. – Jeśli nie spróbujesz, będziesz o tym marudził przez następne 10 lat, zamieniając nasze życie w piekło. Nawet jeżeli ci się nie uda, przynajmniej będziesz wiedział, że zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy, żeby zrealizować marzenia.
Kocham tę kobietę. Formalnościom stało się zadość. Nadszedł czas, aby ostro zabrać się do pracy. To wprawdzie regaty dżentelmeńskie, ale jednak regaty. Nazwa zobowiązuje, więc uznałem, że przyda się nam pomoc sponsorów i rzecz jasna – przychylność zaprzyjaźnionych mediów.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym Jachtingu 4-5/2016. Dostęp online tutaj w cenie 9.90 PLN