Rybacy u wybrzeży Filipin przypadkiem trafili na dryfujący i podtopiony jacht. Weszli do środka i zastali tam zmumifikowane, zasuszone zwłoki mężczyzny. Niemiecki żeglarz ostatni raz kontaktował się ze światem w 2009 roku, później przepadł bez wieści.
Rybacy natrafili na jacht 25 lutego podczas połowów około 100 kilometrów od brzegu.Mieli już wracać do domu, kiedy zauważyli dryfujący biały jacht ze złamanym masztem. Zajrzeli do kabiny, gdzie zauważyli zwłoki mężczyzny w stanie rozkładu.
Według brytyjskiego "The Mirror" ostatni raz kontakt z mężczyzną był nawiązany w 2009 roku, kilka miesięcy po tym, jak jeszcze w 2008 roku wyruszył na swoim jachcie z wyspy Mauritius na Oceanie Indyjskim. Prawdopodobnie był to kolejny etap jego długiej wyprawy po morzach, w której wcześniej towarzyszyła mu żona.
Pozycja ciała wskazuje na nagłą śmierć, na przykład zawał serca.. Mężczyzna mógł próbować jeszcze użyć radia, które znajduje się tuż za stolikiem nawigacyjnym. Później ciało zostało zmumifikowane przez połączenie soli z wody morskiej i odpowiednio ciepłego powietrza. Nie wiadomo, kiedy mężczyzna mógł umrzeć i jak długo jego ciało dryfowało po oceanach.
Rybacy zdecydowali się przyholować jacht do brzegu i zaalarmowali policję. Funkcjonariusze weszli na pokład dzień później, 26 lutego. We wnętrzu jachtu poza wspomnianymi zwłokami mężczyzny znaleźli dokumenty, z których wynikało, iż był to obywatel Niemiec Manfred Fritz Bajorat. Nie znaleziono śladów obecności nikogo innego na pokładzie.