Marek Nowak: Czy znajduje Pan wspólny mianownik w działalności Straży dla Zwierząt i w żeglarstwie?
Mateusz Janda: Oczywiście. Jestem przekonany, że jest ich nawet kilka. Pierwszy to kontakt z naturą i troska o przyrodę, a co za tym idzie, określona wrażliwość na otaczający nas świat. Działalność w Straży opiera się także na współpracy, podobnie jak w wypadku załogi jachtowej. W jednym i drugim przypadku najważniejsze jest zgranie, choć oczywiście cele i sposoby osiągnięcia tego są różne.
Czy to znaczy, że wolontariusze Straży wchodzą także w skład Pańskiej załogi?
Jeszcze nie, ale być może wkrótce to się zmieni, ponieważ kilku naszych wolontariuszy zainteresowało się uprawianym przeze mnie hobby i działalnością w klubie jachtowym. Powstał plan wspólnej wyprawy będącej swego rodzaju nagrodą za zaangażowanie. Mamy w planach pierwszy wspólny rejs, który ma szansę odbyć się jeszcze w tym roku, jesienią. Wyruszymy z Gdyni na północ. Dla niektórych spośród wolontariuszy Straży z pewnością będzie to duża niespodzianka.
Na jakiego typu jachtach pływa Pan najczęściej?
Na opalu i bavarii.
W Gdyni rozpocznie się niebawem przebudowa okolic przystani jachtowej. Nowa Marina Gdynia to bardzo poważna inwestycja i wielki projekt budowlany. Nie pierwszy, jaki miał miejsce w Polsce w ostatnich latach. Jak ocenia Pan zmiany naszej infrastruktury żeglarskiej?
Bardzo dobrze, choć zaznaczam, że mogę się wypowiadać tylko o tym, co się dzieje nad Bałtykiem. Przez 10 lat zaszły tu bardzo daleko idące zmiany, widoczne praktycznie wzdłuż całego wybrzeża.
Nie pływa Pan po jeziorach? Przecież Mazury to wręcz naturalne miejsce do pływania dla mieszkańców Warszawy.
To prawda, ja jednak wybieram morze. Kiedyś spędziłem trochę czasu na Jeziorze Mikołajskim, ale pływanie na Mazurach, choć ogólnie uważam je za trudniejsze, zupełnie mnie nie wciągnęło.
Cały wywiad z Mateuszem Jandą przeczytasz w numerze 9/2015 Jachtingu. Dostęp online do wywiadu oraz całego magazynu znajdziesz tutaj - 9.90 PLN