Ruszyliśmy w rejs, by poznać nowe miejsca i jeszcze lepiej siebie nawzajem. Zabraliśmy na tę wyprawę naszych synów, którzy mieli 3 i 5 lat. Spędziliśmy z nimi 3 miesiące na wodzie, płynąc z Sibenika przez Morze Śródziemne i Atlantyk do Lizbony. Chcę Wam opowiedzieć o tym, jak zmierzyliśmy się z wieloma wyzwaniami i jakich przygotowań to od nas wymagało.
Płynęliśmy na jachcie polskiej konstrukcji Delphia 40. Nie był to nasz jacht. Od znajomego dostaliśmy ofertę przeprowadzenia jego łódki i zdecydowaliśmy, że możemy ten rejs potraktować jak nietypową deliverkę i zabrać naszych synów z nami. Byliśmy przekonani, że taka okazja do spróbowania wymarzonego przez nas życia na wodzie jest wyjątkowa. Pragnęliśmy również skorzystać z możliwości zwiedzenia mijanych po drodze miejsc. Plan wyprawy zakładał widełki czasowe, ale na tyle szerokie, że nie musieliśmy się bardzo spieszyć. Pierwotnie chcieliśmy płynąć w tę wielką dla nas wyprawę tylko z chłopcami. Wiedzieliśmy, że damy radę. Nasze dzieci były już wcześniej z nami na jachcie, ale po raz pierwszy miał to być tak długi rejs. Czekało nas wiele przygotowań w tak naprawdę krótkim czasie i mieliśmy wiele ważnych decyzji do podjęcia, chociażby dotyczących tego, czy damy radę połączyć żeglowanie z pracą zawodową. Nie mogliśmy sobie pozwolić na tak długi urlop, ale też nie mieliśmy pewności, że damy radę pogodzić rodzicielstwo i opiekę nad dziećmi na wodzie z prowadzeniem łódki i zdalną pracą. Ostatecznie Bartek wziął na siebie funkcję kapitana i ojca zarabiającego na rodzinę, a ja zrobiłam sobie wolne i postanowiłam poprowadzić żeglarskie przedszkole. Wcześniej prowadziłam własną firmę, łącząc pracę z opieką nad dziećmi. Maluchy nie chodziły do przedszkola i były na co dzień ze mną w domu lub pomagały mi w załatwianiu firmowych sprawunków. Wydawało się więc, że przeniesienie naszej codzienności na jacht nie będzie takie trudne, a do tego dzieci zyskają szereg różnych atrakcji i możliwość nauki w praktyce :) Zmiana naszych planów ostatecznie dotyczyła składu załogi. Okazało się, że mamy więcej chętnych na rodzinną wyprawę. Rejs stał się więc wyjątkowy także pod tym względem, że na pokładzie spotkały się trzy pokolenia: nasi synowie, my jako rodzice i trzech dziadków :) Mieliśmy dodatkowe ręce do pomocy, a do tego czas w wyjątkowym rodzinnym gronie, co dla chłopców oznaczało także przebywanie w większości w męskim towarzystwie, a to w ich wieku nie tak często się zdarza.
Cały artykuł dostępny w Jachtingu 7/8/2019. Kup wersję online po kliknięciu w link.