Zderzenie jachtu ze statkiem jest jednym z największych zagrożeń w żeglarstwie morskim. Co roku wiele jachtów ginie bez śladu. Powodem tego najczęściej nie jest sztorm, ale staranowanie przez dużą jednostkę. Bezpieczne żeglowanie wymaga znajomości i poprawnej interpretacji Międzynarodowych Przepisów o Zapobieganiu Zderzeniom na Morzu. Nieznajomość tych zasad albo ich świadome lekceważenie często ma tragiczny finał. Opisem i analizą wypadku „Pogorii” i statku „Generał Stanisław Popławski” rozpoczynamy cykl artykułów poświęconych kolizjom z udziałem jachtów morskich.
W latach 70. XX w., według danych rocznika statystycznego i tzw. propagandy sukcesu, Polska należała do najbardziej rozwiniętych państw świata. Nasz kraj miał być 10. potę- gą gospodarczą globu. Jedną z czołowych gałęzi gospodarki był przemysł stoczniowy. Kiedy pod koniec tej dekady Związek Sowiecki postanowił zbudować kilka fregat przeznaczonych do szkolenia przyszłych marynarzy i rybaków, zamówienie złożone zostało w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Stocznia nie miała co prawda doświadczenia w budowie żaglowców, ale dostarcza- ła naszemu wschodniemu sąsiadowi wiele statków, zwłaszcza rybackich. Jak podkreślały ówczesne media – „na korzystnych warunkach”. Zamówienie złożone w gdańskiej stoczni mogło stać się przysłowiowym kukułczym jajem. Wdrożenie nowej technologii, nietypowe projekty, małe szanse na dalsze wykorzystanie – wszystko to rodziło pytanie o ekonomiczny sens przedsięwzięcia. Rzecz jednak w tym, że w komunizmie kwestie ekonomiczne nie były szczególnie istotne. Jak mawiał w stanie wojennym rzecznik prasowy rządu PRL – „rząd sam się wyżywi”.
Więcej na ten temat można przeczytać w Jachtingu 10/2015. Dostęp on-line do całego numeru tutaj w cenie 7.00PLN