Regulacja 34 konwencji SOLAS mówi, że przed wypłynięciem kapitan powinien upewnić się, iż podróż (passage, czyli w sumie etap podróży) została zaplanowana na podstawie odpowiednich map i informacji pilotowych.
Plan powinien uwzględniać trasy dostępne dla statków, zapewniać dość wolnej przestrzeni, przewidzieć wszelkie znane niebezpieczeństwa i niekorzystne warunki pogodowe oraz uwzględnić wymogi ochrony środowiska. Brzmi groźnie, przy czym autorzy raczej nie mieli na myśli wystąpienia tsunami na Zatoce Gdańskiej. Przygotować się powinieneś na możliwe do napotkania zagrożenia – plus te jeszcze trochę gorsze. Regulacja nie narzuca formy sporządzenia takiego planu, może on być u Ciebie w głowie, ale o tym, dla- czego nie spisać go jest źle – za moment. A co mówią na ten temat praktyka i rozsądek? Mówią to samo: podróż należy zaplanować.
Pierwsza rzecz: rozpisz sobie trasę. Od portu do portu. OK. A teraz zmierz odległości. Podziel je przez 50 mil/dobę dla małego jachtu, 70 dla średniego i 100 dla dużego. To będą optymistyczne czasy przebycia drogi. I co Ci wychodzi? Że do Sztokholmu to jednak trzy dni, jak wszystko pójdzie OK, albo więcej, jeżeli napotkasz fl autę, przeciwny sztorm czy choćby konieczna okaże się halsówka. I teraz wychodzi z portu taka „Andromeda”. Na Sztokholm, urraaa!!! Dwóch ludzi umie pływać, trzecia osoba – pani ofi cer – wie, że choruje, reszta ludzi raczej z przypadku. Po dwóch dniach kapitan i pierwszy ofi cer ledwo żywi pełnią wachty na zmianę, reszta załogi leży. OK, to trzeba skrócić przy brzegu, żeby szybciej zejść gdzieś na ląd. I jacht ląduje na skałach Gotlandii. Takich wypadków – i to z tej okolicy – znam naprawdę wiele. Wszystko zaczyna się od „wypływamy z Gdyni do Sztokholmu”.
Cały artykuł przeczytasz w Jachtingu 11/2014. Dostęp online do numeru tutaj w cenie 9.90 PLN