Połączeniem obowiązków i przyjemności spowodowałem niedawno prawie tygodniowy postój w gdyńskiej marinie, gdzie nasz jacht zmienił się czasowo w biuro.
Miałem przy tej okazji możliwość obserwacji kilkunastu różnych szkoleń żeglarzy i sterników morskich. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż jestem w centrum fabryki żeglarskich patentów i to fabryki niezwykle wydajnej. Szacuję, że przez te kilka dni około setki adeptów żeglarstwa uzyskało swoje upragnione „papiery”.
Wniosek jest prosty: mamy bardzo wydajny system uzyskiwania uprawnień. Tylko czy za tą wydajnością nadąża jakość?
Kilka obserwacji:
Patent jachtowego sternika morskiego daje uprawnienia do prowadzenia (czytaj: bycia kapitanem!) jachtu morskiego do 18 m długości (słownie: osiemnastu metrów!) bez ograniczeń akwenu. Wśród całej flotylli szkoleniowych okrętów naliczyłem zaledwie trzy, które były faktycznie pełnomorskimi jachtami. Większość szkoleń odbyła się na jachtach, na których bałbym się oddalić od brzegu dalej niż kilka mil morskich. Zresztą zazwyczaj program szkolenia realizowany był w bezpośrednim sąsiedztwie (tzw. łączka) lub wewnątrz mariny.
Wielu kursantów wypływających na ćwiczenia „w morze” miało na sobie kamizelki asekuracyjne o wyporności 50 N, czyli nie kwalifikujące się jako osobiste środki ratunkowe. Jeżeli już na kursie ktoś wpaja żeglarzowi, że to środek ratunkowy to trudno później oczekiwać odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa na jachcie tak przeszkolonego sternika. Bez rozwijania pozostawiam kwestię tego, że widziałem i takich instruktorów, którzy poza ubraniem kursantów w „cokolwiek” sami nie mieli na sobie żadnych środków ratunkowych bądź asekuracyjnych. Ciekaw jestem, co by było, gdyby na pierwszej lekcji taki „profesor” wypadł za burtę pozostawiając na pokładzie początkujących żeglarzy.
Dość popularną praktyką jest też eliminowanie z programu szkolenia ćwiczeń nawigacyjnych na wodach pływowych, bo „przecież na Bałtyku nie ma pływów”. W sumie ze szkolenia pilotów kamikadze też wycięto zbędną tematykę lądowania, z wiadomych względów…
Pomimo liberalizacji w zakresie szkoleń i wprowadzenia instytucji Podmiotu Upoważnionego, niektóre szkoły nie poszły w optymalizację programu szkolenia dostosowując ją do realiów współczesnego żeglarstwa turystycznego. Nadal program oparty jest o starą szkołę z czasów monopolu PZŻ, czyli niezwykle istotne jest: wydawanie dziwnie skonstruowanych komend przy manewrach, wkuwanie masy skomplikowanych układów świateł nawigacyjnych, rysowanie frontu zokludowanego.
Krótko mówiąc:
– nie ma czasu na ćwiczenie pływów, bo musimy nauczyć się jak oświetlony jest zestaw pchany o długości 150 m
– nie ważne czy manewr był sprawny, ważne żeby nie pomylić komendy: „prawy foka szot luz” z mało eleganckim: „luzuj foka”
– nie ma czasu na tematy ważne i praktyczne, bo trzeba przerobić program szkolenia – czyli moglibyśmy zrobić z ciebie sternika ale nie ma czasu
Obserwując niektórych instruktorów byłem pod dużym wrażeniem ich zaangażowania i szczerego entuzjazmu. Duża wiedza i talent nauczycielski zderzają się niestety z prozą biznesu.
Nie wykażesz się więc trenerze mimo szczerych chęci i ogromnej wiedzy, bo czas to pieniądz a fabryka musi być wydajna i dochodowa.
Jeśli jesteś zainteresowany pełnymi szkolenia, sprawdź poniższe grupy szkoleń i zobacz co wchodzi w ich skład:
- – szkolenia nawigacyjne (warsztaty nawigacyjne, astronawigacja, nawigacja elektroniczna i radarowa),
- – szkolenia kapitańskie (samodzielne prowadzenie rejsów morskich, trymowanie żagli, radiooperator src, jachtowy sternik morski),
- – szkolenia regatowe (żegluga solo, indywidualne przeszkolenie oceaniczne),
- – bezpieczeństwo na morzu (szkolenie sea survival, pierwsza pomoc na jachcie).
Patenty patentami, rozumiem poniekąd właścicieli szkół, które muszą spinać finansowy koniec z końcem. Po klasycznym kursie na prawo jazdy też nie nauczysz się dobrze jeździć. Ważne, by wbić kursantom do głowy świadomość jak wiele nauki jeszcze przed nimi.
Chwała tym abiturientom tych żeglarskich uniwersytetów, którzy po takim kursie i uzyskaniu upragnionego „plastiku” natychmiast rozpoczynają dalszą edukację na kursach i warsztatach doskonalących i nigdy nie tracą dystansu do swoich możliwości. Biada nam z kolei, gdy nasz kurs przetnie się z takim sternikiem, który zaraz po egzaminie organizuje rejs 50-stopowym jachtem z 10 osobami załogi nieświadomej kompetencji „kapitana”.